niedziela, 19 sierpnia 2012

Ups.

Obudziłam się wtulona w Jake'a. Popatrzyłam na niego niepewnie. Spał. Ja obejmowałam jego, a on mnie. Hm, prawdopodobnie w nocy było nam niewygodnie... i tak jakoś wyszło.

Jake.
Poczułem, że nie śpi. Nie odsunęła się ode mnie. Leżeliśmy przytuleni. Wolałem nie ryzykować więc dalej udawałem, że śpię... Zastanawiało mnie tylko dlaczego nie wywinęła się z moich objęć... bo nie chciała mnie budzić, czy z innych powodów?

Christina.
Gdy rano się obudziłam Jake'a nie było już przy mnie, spojrzałam na zegarek, była 8:00. Usiadłam na skraju łóżka i przeciągnęłam się leniwie. Drzwi od pokoju zaczęły powoli się otwierać. Spojrzałam rozbawiona.
- Witaj Jake! - powiedziałam zaspanym głosem.
- O, nie śpisz już... To dobrze, śniadanie na stole - powiedział dumnie.
- I czekaliście tylko na mnie? - zapytałam zestresowana.
- Nie! Babcia i mama pojechały na pobliski targ, zajmie im to pewnie kilka godzin,jak to baby, a dziadek, huh, kto wie gdzie on polazł!- zaśmiałam się.
- No to... TY czekałeś na mnie? - skrzywiłam się. - nie trzeba było. - dodałam.
- No właśnie przyszedłem Cie obudzić, bo dopiero co skończyłem przygotowywać jedzenie, ale widzę, że nie potrzebujesz pobudki.
- No nie, - wzruszyłam ramionami. - założę tylko spodenki i już schodzę na dół. - uśmiechnęłam się czule.
- Okej, no to czekam.
Gdy tylko wyszedł szybkim krokiem ruszyłam do łazienki, najpierw ogarnęłam włosy, potem trochę makijażu, zrobiłam wszystko tak żebym jakoś wyglądała.

- Śniadanie było pyszne - powiedziałam zadowolona.
- Starałem się... Niestety mam dzisiaj trochę pracy więc Ty musisz sobie poradzić sama...
- A jaka to praca?
- Musze zebrać owoce z całego sadu, to jakieś pięć minut drogi od domu, ale trochę tego jest.
- No coś Ty, pomogę Ci - uśmiechnęłam się. - nie będę przecież siedziała cały czas w domu!
- Jesteś pewna? - skrzywił się.
- Tak! - postanowiłam stanowczo.


Miał rację kiedy mówił, że "trochę tego jest" - pomyślałam. Podzieliliśmy między siebie rzędy i zaczęliśmy zbierać owoce... Minęły już dwie godziny od czasu kiedy zerwałam pierwsze jabłko. Nie wzięłam żadnej chustki ani czapki, a słońce coraz mocniej świeciło. Czułam rumieńce na policzkach. Co jakiś czas ciemniało mi w oczach.
- Obiecałam, że pomogę to pomogę! - szepnęłam do siebie, zrywając kolejny owoc i wrzucając go do koszyka.
- To co, przerwa? - zaproponował Jake. Odwróciłam się powoli, miałam jakieś uprzedzenie co do drabiny na której stałam, i uśmiechnęłam się słabo.
- Nie, dokończę chociaż ten rządek i dopiero przerwa - postanowiłam.
Po jego minie widać było, że coś go niepokoi. Nadal przyglądał mi się z uwagą.
- O na pewno nie! Ten rządek i koniec pracy na dzisiaj, wyglądasz na zmęczoną! Nie powinienem Cie wyciągać w taką pogodę...
- Nie jestem zmęczona. - skłamałam, machnęłam na niego ręką i powróciłam do poprzedniego zajęcia.

Wróciliśmy do domu nawet nie kończąc pracy. Jake jednak był bardzo przejęty moim stanem i kazał mi odpocząć, nie stawiałam się zbytnio bo rzeczywiście nie czułam się najlepiej. Wejście do pomieszczenia, zimniejszego, bez słońca nic nie dało, a wręcz zaszkodziło. Obraz rozjeżdżał mi się we wszystkie strony, a nogi uginały się przy każdym kroku. Jake odprowadził mnie do naszego pokoju by się przebrać. Gdy tylko zamknął drzwi i poszedł przyszykować coś do picia opadłam słabo na łóżko.
- to tylko zmęczenie. - szepnęłam do siebie próbując w to wierzyć. Podniosłam się gwałtownie i przeszłam kilka kroków, jednak nie doszłam za daleko. Po chwili mięśnie odmówiły posłuszeństwa, upadłam na podłogę z hukiem, a przed oczami zrobiło mi się czarno.

Obudziłam się w łóżku, z zimnym okładem na głowie. Obok na półce stała szklanka z wodą. Drzwi powoli się otworzyły.
- O, obudziłaś się! I jak się czujesz? Wszystko w porządku czy coś Cie boli? Mam zawieść Cie na pogotowie? Bo ja mogę, wystarczy, że zabiorę samochód od dziadka. Podać Ci szklankę wody zanim wyjedziemy czy może chcesz jeszcze odpocząć? Mogę też przynieść trochę...
- wolniej, wolniej! - przerwałam mu i zaśmiałam się słabo.
- Racja, nie powinienem Ci przeszkadzać... - skrzywił się i zaczął się wycofywać.
- Nie! Nie. Zostań...
- Znaczy bo... chciałem Ci okład zmienić, pewnie nie jest już zimny..
- Na razie nic mi nie potrzeba... a powiedź.. co się stało? Zemdlałam?
- Tak, nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś... - przysiadł na skraju łóżka. - na szczęście wiedziałem co trzeba robić, chociaż gdy ktoś mdleje powinno się zawiadomić pogotowie... Tylko, że tu karetka nie dojeżdża, jedyny szpital jest 60 km drogi stąd. Niewielki i mają dostępną jedną karetkę... Ale jeśli się źle czujesz mogę Cie zawieść, nie będzie problemu!
- Nie, nie, wszystko w porządku! - uspokoiłam go.
- Ja nie raz miałem udar słoneczny...
- udar słoneczny?! Zemdlałam z tego powodu? - zdziwiłam się, a on wydawał się być jeszcze bardziej zaskoczony.
- No  a z jakiego... Tu słońce wydaje się mocniej świecić niż w jakimkolwiek innym miejscu - zaśmiał się.
- Masz rację... jak długo byłam nieprzytomna?
- kilka godzin - skrzywił się.
Wywinęłam się spod koca i próbowałam wstać. Jake podskoczył jak poparzony.
- Hey hey, gdzie się wybierasz? - złapał mnie za ramiona.
- Nie wiem, na dół? - wzruszyłam ramionami.
- Nie! Musisz jeszcze poleżeć.. - posadził mnie z powrotem na łóżko.
- Ale ja się czuje doooobrze...
- Nie dla mnie... - uśmiechnął się cwaniacko, a ja przymrużyłam złowieszczo oczy.


- Czy Ciebie nie można zostawić samą nawet na chwilę!?
- Upsi, oj no... nudzi mi się samej w pokoju... - zrobiłam smutną minę.
- Yhm... Marsz do łóżka!
- Ej! Nie ma tak... Pozwól mi tu zostać i przyglądać się jak gotujesz... - spojrzałam na niego błagalnie.
- No nie wiem...
- proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, - zaczęłam skakać aż w końcu wtuliłam się w niego.
- prooooszę?
- No dobra, powiedzmy, że się zgadzam...


==================================================
sama nie wiem co się może dalej dziać ... nikt tego nie czyta. Właściwie pisze sama dla siebie. :/

piątek, 17 sierpnia 2012

Zjazd.

- Christina? - usłyszałam ciepły, męski głos po drugiej stronie słuchawki. Pociągnęłam zmarnowana nosem, próbując się uspokoić.
- Płaczesz?!
- y.. nie. - skłamałam.
- Gdzie jesteś?
- Um... nie wiem. - zażartowałam.
- Jak to nie wiesz?! Opisz co widzisz, przyjdę po Ciebie! - nie sądziłam, że aż tak się przejmnie.
- Nie, Jake, spokojnie, wiem gdzie jestem, jestem w parku chciałam Cie tylko nastraszyć - ciągnęłam słabym głosem.
- Udało Ci się... Ale zaraz ... przecież leje! Co Ty robisz sama, w taką pogodę w parku?!
- siedzę? - zaśmiałam się.
- Zabawne. - rozłączył się. Fajnie.. jedyna osoba, która poprawiła mi humor zapewne się obraziła. Było mi już strasznie zimno, ale nie chciałam wrócić do domu, po za tym postanowiłam sobie coś! Podciągnęłam nogi do piersi i wtuliłam głowię. Deszcz nie przestawał padać...


- Długo tu tak siedzisz? - spojrzałam się, Jake siedział obok mnie.
- A Ty? - zapytałam rozbawiona.
- Chwilę tak, zdążyłem zmoknąć. - uśmiechnął się. Byliśmy jedynymi ludźmi w parku, oboje zmarznięci, oboje mokrzy.    
- Jaki jest powód, że tu siedzimy? - zapytał poważnie.
- Hm, Ty jesteś głupi, a ja ... w domu nie chce siedzieć. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- A co się dzieje? 
- Możemy o tym nie rozmawiać, to taka zwyczajna głupota...
- Skoro głupota to chyba możesz... - popatrzył na mnie, łzy napłynęły mi do oczu.
- Okej! Zmiana tematu. - powiedział stanowczo, a ja uśmiechnęłam się słabo. Odwzajemnił uśmiech. Byłam pewna, że Jake wiedział o co chodzi, zawsze wiedział.
- A tak wgl to mam sprawę do Ciebie... - nerwowo podrapał się po karku.
- Słucham uważnie. - poprawiłam się zaciekawiona.
- Bo tak myślę, że jesteś jedyną osobą, której ufam w tak dużym stopniu, i nadajesz się do tej sytuacji znakomicie. Po za tym nie masz ochoty siedzieć w domu... Tylko, że to kłopotliwa sytuacja. I dla mnie i dla Ciebie.
- Mów dalej. - powiedziałam poważnie, a z każdym spojrzeniem w jego stronę humor mi się poprawiał.
- Może to nie najlepsze miejsce i czas na to... Ale może zechciałabyś pojechać, nad morze, do mojej rodziny, oderwać się od ... tego wszystkiego.
- O! Naprawdę mogłabym?
- Jasne, to żaden problem bo właściwie to ja Cię proszę żebyś ze mną pojechała... Ale jest haczyk... moja rodzina czepia się, że nie mam dziewczyny...no i może to okropnie głupio zabrzmi ale... mogłabyś ją poudawać na ten czas?


- Gotowa?
- Jak najbardziej - uśmiechnęłam się słodko. Mama nie była przekonana co do mojego wyjazdu bo ciągle nie wyjaśniła się ta sprawa z Emily. Ale ja postawiłam na swoim i udało mi się ją namówić. Podróż przebiegła szybko i bezboleśnie, większość czasu przespałam albo przegadałam z Jake'iem. Opowiedziałam mu to co dzieje się w domu.

- Jesteśmy... - Jake westchnął i otworzył przede mną furtkę. Ogrodzenie było niskie, a dom przecudowny, dość duży, biały, szary dach... oddalony o 50 metrów od morza.
- Jacob! - usłyszałam ciepły ale słaby, nieco zachrypnięty głos kobiety. Jak się okazało należał do przeuroczej staruszki - babci Jake'a.
- Jacob! Nareszcie jesteś! - rzuciła się na wnuczka. Ujęła jego głowę w ręce i posłała mu tysiące całusów. Kiedy Jake tylko uwolnił się od niej, do razu zwrócił się do mnie.
- Babciu. To jest Christina, moja dziewczyna. - ujął mnie za rękę i przysunął bliżej. Wysunęłam dłoń w stronę staruszki.
- Oh, gdzie moje maniery! Mam na imię Mary... - zdziwiona popatrzyła na dłoń, wyminęła ją i przywitała mnie czułym uściskiem. Roześmiałam się zaskoczona i spojrzałam na niepewnego Jake'a. Uspokoiłam go wzrokiem.
- Dobrze, więc... zapraszam do środka. - razem z Mary i Jake'iem udaliśmy się do budynku. W domu było mnóstwo ludzi, wszyscy to rodzina Jake. Zostałam przedstawiona chyba z milion razy. Wszyscy byli pogodnie nastawieni. Dochodził wieczór, a rodziny powoli zbierały się do wyjścia.
- Mogłabym w czymś pomóc? - w kuchni znajdowała się tylko mama Jake'a - Kate.
- Nie, teraz zostało mi tylko zmywanie, dużo pomogłaś - uśmiechnęła się słodko. Skinęłam głową.

W domu zostaliśmy już tylko my - ja, Jake, Kate, Mary i Tom (dziadek Jake'a). Weszłam do salonu, siedzieli tam wszyscy i rozmawiali.
- Jesteście pewnie bardzo zmęczeni - odezwała się Mary.
- To była długa podróż, to ja śpię u siebie, a Christina... gdzie? - zapytał Jake.
- Oh! Bez przesady, nie jestem aż tak okropna, wy, młodzi, zakochani, powinniście dzielić ze sobą łóżko.
Kate głośno się zaśmiała. Prawdopodobnie przypomniała sobie jak kilkakrotnie przyłapała mnie z Jake'iem. Westchnęłam.
- Nie chce robić problemów - powiedziałam pierwsza.
- Ależ nie! Pokój na Was czeka, dobranoc. - babcia Jake'a wskazała na schody.


Weszliśmy do pokoju.
- Wow, a więc to tu dorastałeś. - powiedziałam zafascynowana.
- Ta. - w pewnej chwili dojrzałam zdjęcie wiszące na ścianie. - Czy to Ty?! - podbiegłam rozbawiona i wzięłam ramkę w dłonie.
- Jaki słodziutki! - wymruczałam słodko, i przycisnęłam fotografię do piersi.
- Żaden słodziutki! Byłem gruby... i tyle. - powiedział poważnie, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Oh, coś dzisiaj wszystko Cię śmieszy... - westchnął czule.
- A czemu nie? To był udany dzień, wiele się działo, poznałam Twoją rodzinę..




- Kładź się, jak wszyscy pójdą spać ja zejdę i prześpię się na kanapie. - wykrzywiłam się.
- Chyba sobie żartujesz! - zaśmiałam się. - Ja lecę przebrać się do łazienki, a Ty tu, i nie musisz spać na kanapie, jakoś zniosę Twoją obecność! - powiedziałam z sarkazmem. Zaśmiał się uroczo, dawno nie widziałam jak się śmieje.

Kiedy przebierałam się w łazience zrozumiałam, że piżama jaką wybrałam na tą wycieczkę nie była najodpowiedniejsza, nie pod względem wygody czy czegoś w tym stylu, ale zwykła męska koszulka, która ledwo zakrywała pupę nie była najlepszym wyjściem na noc z byłym chłopakiem. Wyszłam niepewnie z łazienki. Jake miał bokserki i t-shirt. No nie powiem, wyglądał ... seksownie!
- Wow... - westchnął.
- Żadne 'wow' tylko marsz do łóżka - zaśmiałam się.
- Nie tylko, ta koszulka ... - Aaa. Wiedziałam, że nie będzie dobrym wariantem i zwróci jego uwagę... chociaż w sumie, może gdzieś głęboko o to mi właśnie chodziło.
- Tak wiem, jest trochę za krótka, przepraszam.. - przerwałam mu, a on natychmiastowo wybuchnął śmiechem.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie chodziło mi o to, a nawet jeśli to nie powinnaś przepraszać. Chciałem powiedzieć, że ta koszulka jest w pewnym sensie moja. - wzruszył ramionami. Spojrzałam się w dół i przyglądałam nadrukowi. Skąd ja ją mam... - zastanawiałam się.
- Dałem Ci ją gdy pojechaliśmy pod namiot i zapomniałaś piżamy. - Ops! Ale wtopa.
- Y... serio nie wiedziałam, znaczy teraz pamiętam - uśmiechnęłam się słodko i popatrzyłam na niego znacząco. Oboje myśleliśmy o tym co działo się tamtego wyjazdu. Były to jednak same dobre wspomnienia.
- Dobra koniec tego, kładziemy się spać! - zarządził. Po cichu przebiegłam od drzwi do łóżka i szybko wskoczyłam pod kołdrę.
- Trochę małe to łóżko. - powiedziałam. Jake usiadł na skraju.
- Mogę spać na kanapie! - powiedział prawie gotowy do wyjścia.
- Nie! No coś Ty, to twój dom, twój pokój i twoje łóżko. Wskakuj i idziemy spać.

środa, 1 sierpnia 2012

nowy START

Nie do końca rozumiałam czemu podchodzę do tego wszystkiego tak emocjonalnie. Josh to palant z przeszłości, postanowiłam się nim już nie przejmować, Jake, chyba potrafię się opanować i na pewno po jakimś czasie przecież mi przejdzie to głupie zadurzenie. "Od teraz będę najszczęśliwszą osobą na całej planecie" pomyślałam, i tak też zrobiłam. Do ilu wniosków doszłam przez te 10 min drogi powrotnej to niesamowite!

Weszłam do domu, zamknęłam drzwi na klucz.
- Impreza się nie udała? - podskoczyłam z przerażenia.
- Mamo?! Jezu... przestraszyłaś mnie.
- Wybacz słonko.
- y ... słonko? - zaśmiałam się. - No nie ważne.
- A Emily gdzie? - zdziwiła się.
- Y... - Jak mogłam o niej zapomnieć!? Ah... - Y, Emily strasznie ... śpiąca była, - pstryknęłam energicznie palcami, po chwili uznałam, że to "wgl" nie zdradziło mojego kłamstwa... w żadnym stopniu, nic, NADA! - no i została u Nicole, mnie trochę boli... głowa! Więc wróciłam już teraz... Właśnie, i ten... no i Nicole powiedziała, że odprowadzi Emily do domu jak się obudzi, chyba, że się nie obudzi... to zostanie do rana...  - uśmiechnęłam się przesłodko i wzruszyłam zadowolona ramionami, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Już się tak nie produkuj! - zaśmiała się.
- Dobra, to może ja już spać pójdę?
- Świetny pomysł... a Emily śpi na górze - powiedziała po czym wskazała na schody z uśmiechem na twarzy.
- Serio?! - powiedziałam z sztucznym zdziwieniem. - skubana... - szepnęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś?
- Y... Pewnie musiałyśmy się minąć - machnęłam ręką i kiwałam przekonująco głową.
- Zapewne... - powiedziała tajemniczo.
- Serio pójdę na górę. - Tym razem nie czekałam już na żaden komentarz tylko szybkim krokiem udałam się do pokoju.

- Serio? Co to ma być, przepraszam bardzo?! - mówiłam poirytowana patrząc na śpiącą Emily, nie byłoby to dla mnie szokiem, tylko... czemu ona spała w MOIM łóżku.
- Ej! - zero reakcji. - Ja pierdziele, ocknij się gówniaro! - Emily ledwie drgnęła.
- Okej tak chcesz pogrywać. - pierwsze co przyszło mi na myśl to oblanie ją wodą, ale muszę na czymś spać, a mokry materac to raczej kiepskie wyjście. Złapałam za prześcieradło i pociągnęłam szybko do góry tak, że Emily spadła z drugiej strony.
- JEZU! Ogarnij się! - wywrzeszczała rozwścieczona Emily.
-Spieprzaj z mojego wyra! Raz raz! OUT! - pstryknęłam palcami i wskazałam na drzwi.
- Boże! Jesteś porypana.
- Przykazanie drugie: Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego na daremno. - uśmiechnęłam się słodko.
- Na prawdę, Twoja matka chyba przespała się z jakimś pierwszym lepszym downem skoro urodziła Ciebie! Pewnie nikt inny jej nie chciał.
- Zamknij ryj! - to co powiedziała było zbędne, okej. Niech mi dokucza, ale kieruje obelgi do mnie, a nie do mojej rodziny.
- Wypieprzaj z mojego pokoju! - wypchnęłam ją dość mocno.
- Co tam się dzieje? - usłyszałam głos mojej mamy dochodzący z schodów.
- Jesteś taka cwana to powtórz jej co przed momentem powiedziałaś! - wysyczałam jej w twarz.
- Ciociu, Christina obraziła moją mamę! - Miałam ochotę jej przywalić.
- Co?! Christina, co to ma znaczyć?! - mama spojrzała na mnie zawiedziona.
- Miałam być najszczęśliwszą osobą na Ziemi, czemu to nie wypaliło? - zażenowana burknęłam pod nosem.
- Co Ty mówisz? - zapytała się.
- A co? Tylko mi nie mów, że Cie to wgl obchodzi! - wykrzyczałam i trzasnęłam drzwiami zaraz zamykając je na klucz.
Chodziłam w tę i z powrotem nabuzowana jak nigdy. "Może to Emily powinna być jej córką, skoro jest taka zajebista w każdym calu" pomyślałam. Złapałam iPod'a i zaczęłam słuchać muzyki. W końcu usnęłam.

Ocknęłam się o 5 rano, zażenowana tym wszystkim zanurzyłam się w gorącej wodzie i tonie piany. "Czas przeprosić Jake'a" pomyślałam. Złapałam za telefon i wystukałam parę odpowiednich zdań. Zdziwiona moment później dostałam odpowiedź. Czyli nie śpi, coś dziwnego, mało znam ludzi, którzy nie śpią o godzinie piątej nad ranem, w ... SOBOTĘ.
"Czyli wyjaśnione, przepraszam jeszcze raz, ale powiedź mi... dlaczego nie śpisz?" - odpisałam.
"Nie mogłem, nie przespałem ani minuty"
"Ja wręcz przeciwnie, byłam tak zmęczona życiem, kłótnią z mamą i Emily że padłam momentalnie"
"Pokłóciłaś się z mamą?"
"Opowiem Ci innym razem..." - po co miałam się mu żalić, w sumie sam się zapytał więc, może dlatego. Mniejsza. Wyskoczyłam z wanny, umalowałam się, ubrałam i z głębokim wdechem otworzyłam drzwi od pokoju. Korytarz był pusty, słychać było tylko dźwięki krzątania się w kuchni. Zbiegłam po schodach.
- Christina, świetnie, że jesteś. - powiedziała zimno.
- Nie rozmawiajmy dzisiaj lepiej, mamo. - odwróciłam się do niej spokojnie. Niech da mi ochłonąć.
- Jak Ty się odzywasz. Co się z Tobą dzieje?! Odpowiedź mi bo nie rozumiem. - milczałam, starając się nie spotkać jej wzroku z moim. Wyjęłam karton, szklankę i zaczęłam nalewać sobie soku.
- Porozmawiaj ze mną! - wykrzyczała. - Coś Ty nagadała o mamie Emily?! Ona tęskni za swoją matką, a Ty jej dogryzasz!
- Ja też tęsknie za swoją matką - powiedziałam sucho nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Mama zachowywała się jakby tego nie usłyszała, pokręciła zła głową i wydusiła.
- Nadal nie rozumiem twojego zachowania i chyba nigdy nie zrozumiem... Masz szlaban, zero spotkań, zero wizyt, zero komputera i komórki. - nie dowierzałam, moja matka nigdy taka nie była. Nic nie zrobiłam i mam za to odpłacać mieszkając jak w klasztorze?! Nie ma mowy. Zahipnotyzowana w szklankę soku myślałam nad tym wszystkim...
- Proszę oddaj mi komórkę i laptopa. Natychmiast! - pogoniła mnie.
- Wiesz co, mam tego dosyć. Nie będziesz traktować mnie jak więźnia! - nie zamierzałam się tłumaczyć, to by było zbędne. Jak przyjdzie czas, to jej wytłumaczę i uwierzy, ale to jeszcze nie był ten dzień. Wstałam z krzesła i wybiegłam z domu.

Odruchowo skręciłam w prawo, mijałam kolejne alejki, i co jakiś czas zmieniałam kierunek, nie miałam pojęcia gdzie ani po co idę. Wkładając słuchawki do uszu poczułam krople na czole. "Deszcz, - pomyślałam - będzie dramatyczniej" zaśmiałam się pod nosem. Zastanawiałam się nad planem działania. Odpuścić i oddać moje życie w ręce matki na jakiś czas, czy walczyć i mówić, że to nie ja... Postanowiłam sobie, że dopóki nie zadecyduję czegoś konkretnego będę siedzieć na deszczu! A co! Może szybciej wpadnie mi coś do głowy...

niedziela, 10 czerwca 2012

za dużo...

Leżałam bezczynnie na łóżku gapiąc się w sufit i myśląc o tym co powiedział Jake. Moje myśli przerwał dźwięk sms'a. "Spotkamy się, chciałbym pogadać o wczoraj?" Od razu odpisałam, że okej. Zbiegłam na dół. Złapałam torbę i chciałam już wychodzić ale mama mnie zauważyła.
- Znów gdzieś wychodzisz...? - mama zapytała i pytająco uniosła brwi. - Gdzie tym razem? - zrobiła zabawną minę dezaprobaty.
- Idę na spacer, mamo. - wykręciłam się, a ona westchnęła.
- W takim razie powiedz temu spacerowi, żeby Cię odprowadził do domu za godzinę. - uśmiechnęłam się uroczo, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Wyszłam.
Zaczęłam iść w stronę parku gdzie mieliśmy się spotkać. Usiadłam na 'umówionej' ławce. Byłam trochę przed czasem więc postanowiłam zagrać w najżałośniejszą grę na moim telefonie. Była okropna ale bardzo wciągająca.
- Hey. - Jake usiadł obok mnie, a ja podskoczyłam z przerażenia i szybko schowałam telefon do kieszeni. Zaśmiał się. - Chyba nie jestem aż taki straszny, co? - uśmiechnęłam się. - A co tam chowasz? - zapytał, a ja wywróciłam oczami. Jedyna rzecz której lepiej żeby nie widział. - Nic, po prostu trochę mnie przestraszyłeś, a bawiłam się telefonem. - w sumie nie skłamałam.
- No dobra, dobra. - uśmiechnął się słabo.
- No tak... - błądziłam wzrokiem po parku. - ale chciałeś o czymś pogadać... - spojrzałam na niego.
- No tak, o wczoraj... - westchnął. - Może się przejdziemy - powiedział wstając i podając mi dłoń. Wstałam cały czas patrząc się mu w oczy.
- No to... wiesz, to coś o pocałunku... to... nie było potrzebne. - zakłopotany założył rękę na szyję.
- "Potrzebne... Teraz wiem jak bardzo Ci na mnie zależy." - zaśmiałam się.
- Ej! Wykorzystujesz moje teksty! - uśmiechnęłam się uroczo.
- Bywa - wzruszyłam ramionami. Gadaliśmy, śmieliśmy się... i w końcu minęła godzina, więc Jake odprowadził mnie do domu.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę przed moim domem i nagle Jake wybuchnął śmiechem.
- Co? - zapytałam zaciekawiona ale z uśmiechem na twarzy. Wskazał na okno od kuchni. Odwróciłam się i zobaczyłam moją mamę przyglądającą nam się. Uśmiechnęłam się do niej słodko i pomachałam. Mama spłoszyła się, zmarnowana odmachała i odeszła od okna. Popatrzyłam poirytowana na Jake'a, a jemu zadowolenie z twarzy nie schodziło.
- Twoja mama jest świetna.
- Wiem... - potwierdziłam z słabym uśmiechem. - Dobra, lecę, bo ona nie da mi spokoju. - Jake skinął głową i musnął mój policzek na pożegnanie. Nieznacznie dotknął opuszkami palców mojej dłoni, a mnie przeszły ciarki. Uśmiechnęłam się słabo. Nie powinno tak być! Zaczynałam się w nim na nowo zakochiwać, wkurzało mnie to! Tyle razy mnie skrzywdził, a ja nadal nie miałam mu nic za złe. Wróciłam zmarnowana do domu, gdy tylko weszłam mama przyglądała mi się zdziwiona. Mój grymas na twarzy nie schodził. Pobiegłam do pokoju i wykręciłam numer Nicole.
- Halo? - usłyszałam je głos.
- No hey, mogłabyś do mnie wpaść, tak mniej więcej za ... kilka sekund? - zaśmiała się.
- Pewnie, zaraz będę. - rozłączyłam się. Kilka chwil później, przyszła.
- No to słucham... co to za sprawa... - mówiła, rzuciła się na mój fotel i zaczęła jeść winogrona.
- A więc... Jake... Ja chyba nadal coś do niego czuję. -  westchnęłam, a ona wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia i uśmiechnęła się cwaniacko. Wrzuciła ostatnie winogrono do ust i wyskoczyła z fotela.
- Łiiiiiiiiiiiiii!!! - krzyknęła i złapała mnie za ręce.
- Nicole! - uciszyłam ją. - Nie jestem pewna czy to dobrze... - skrzywiłam się.
- No jak to? - zapytała z zawiedzioną miną.
- No bo... próbowaliśmy tyle razy i nam nie wyszło... cały czas mnie ranił... No a po za tym! Nie wykazuje jakiegoś szczególnego zainteresowania... - skłamałam.
- Nie? - mówiła patrząc mi w oczy. - NA PEWNO? - zbliżyła się do mnie.
- Oh, Jak to możliwe, że Ty wszystko wiesz?! Mh... - mówiłam bezsilnie.
- Bo ja jestem twoją najlepszą przyjaciółką, - uśmiechnęła się słodko. - Ja wiem wszystko! - mówiła dumnie mrużąc oczy. Zaśmiałam się. Opowiedziałam jej dokładnie co powiedział Jake, i ogólnie jakie są nasze relacje. Nicole siedziała skupiona jak nigdy i po prost słuchała co mnie bardzo zaskoczyło.
- Ej! Zapomniałam. - otrząsnęła się. - Dzisiaj jest impreza u Mike'a. Oczywiście idziesz?
- nie.
- CO JAK TO? No... dlaczego? - patrzyła na mnie błagalnie.
- Bo on tam będzie.
- Kto?
- Jake!
- I co?
- I nie chcę go widzieć. Musze od niego odpocząć, jeszcze się w nim zakocham. A tak nie może być... tyle razy mnie zranił. - patrzyłam na nią smutno.
- To pokaż mu, że popełnij największy błąd swojego życia, rozstając się z tobą, że potrafisz nadal cieszyć się z życia. - mówiła bardzo poważnie. - więc jeszcze raz: idziesz?
- Yhh - westchnęłam oburzona. - ... poczekaj, wezmę torbę. - Nicole pisnęła z radości. Wywróciłam oczami.
- A nie... zaraz... Muszę zapytać się mamy... - skrzywiłam się.
- Na pewno się zgodzi... - zapewniła mnie i machnęła ręką.
Zeszłyśmy na dół, Nicole stała za mną i patrzyła się błagalnie na moją mamę.
- No dobra... czego chcecie? - mama mówiła bezsilnie. Zaśmiałam się słodko.
- ... mogę iść na imprezę..? - zapytałam niepewnie.
- Nie ma mowy! - popatrzyłam na Nicole wzrokiem "ta... 'Na pewno się zgodzi' ?!?!!?"
- A czy wiesz, że z psychologicznego punktu widzenia to dzieci powinny... - zaczęłam.
- No dobrze... - przerwała mi - Możesz iść! Tylko nie filozofuj mi już tak. - Podskoczyłam ze szczęścia i przytuliłam się do niej. Potem podbiegłam do Nicole, złapałam ją za rękę i pociągnęłam po schodach.
Szybko się zebrałyśmy i wyszłyśmy z domu. Do domu Mika przybyłyśmy bardzo szybko.
- No to zaczynamy - powiedziała Nicole, a ja głęboko westchnęłam. Rozdzieliłyśmy się. Impreza była już nieźle rozkręcona. Prawie wszyscy byli już wstawieni. Nie inaczej było z Jake'iem. Od razu odechciało mi się z nim rozmawiać, wywróciłam oczami i odeszłam od niego. Niestety mnie zauważył.
Złapał mnie za nadgarstek. - Co się stało? - próbował przekrzyczeć muzykę. Obojętnie wzruszyłam ramionami, wyjęłam swoją dłoń z jego uścisku i przebiłam się przez tłum. Patrzył na mnie jeszcze chwilę ale potem machnął ręka i powrócił do bajerowania innych lasek.
Chwilę siedziałam na kanapie, ale jakiś dwóch kolesi się do mnie przyczepiło wiec uznałam, że najlepiej będzie się ulotnić.
- Idę po drinka - wycwaniłam się i szybko uciekłam. Szukałam Nicole żeby powiedzieć jej, że to był raczej kiepski pomysł i, że wracam do domu. Ktoś złapał mnie za rękę. Obróciłam się i serce mi stanęło.
- Josh?! - łzy napłynęły mi do oczu.
- No siema, dawno się nie widzieliśmy... - szeptał mi do ucha, a ja próbowałam się wyrwać.
Zaczęłam się trząść ze strachu. Udało mi się jakoś od niego uwolnić. Szybko przechodziłam między ludźmi,aż w końcu wpadłam na Nicole.
- No hejka, i jak z Jake'iem. - zapytała po czym zobaczyła łzy spływające po moim policzku.
- Co się stało?! - mówiła przestraszona. Nic nie odpowiedziałam tylko przytuliłam się do niej.
- Josh tu jest... - wydusiłam w końcu.
- Co? Gdzie?! Zrobił Ci coś?! Niech tylko ja go zobaczę!!! - wyrywała się, a ja słabo się zaśmiałam. Poszłyśmy do pokoju Nicole.
- Nic mi nie zrobił...
- No to ma szczęście! - uśmiechnęła się.
- A kto go zaprosił?
- Nie mam pojęcia... - wzruszyła przejęta ramionami. Razem uznałyśmy, że najlepiej jest wrócić do domu, przynajmniej ja. Wyszłam z domu.
- Emily?! - zapytałam zdziwiona. - Co Ty tutaj robisz? Z kim tu przyszłaś?
- Ze mną... - usłyszałam głos z tyłu.
- Czy wiesz ile on ma lat? - obróciłam się na pięcie. Josh? Znowu...
- Przyszłaś z nim?! - powiedziałam z wyrzutem. Emily wydawała się być zadowolona. Suka. Kal ona mogła!
- Może i Cię nie lubię ale nie pozwolę żebyś z nim poszła! - złapałam ją za rękę, ale wyrwała mi się.
- Nie jesteś moją matką, nie możesz mi rozkazywać! - Josh podszedł do nas i szepnął mi na ucho.
- Nie martw się... nie zrobię jej tego co Tobie... - łza spłynęła mi po policzku.
Emily i Josh wrócili do środka. Zapłakana szybko wyjęłam telefon, SMS do Nicole. "Proszę Cie uważaj na Emily, to ona przyprowadziła Josha. To był cios poniżej pasa ale nie pozwolę, żeby coś jej się stało"
Jake zauważył jak Emily z Josh'em wchodzili razem. Patrzył na mnie. Stałam bezczynnie, a kolejne łzy spływały mi po policzkach.
- Ah... - jęknął. Popatrzyłam na niego smutno aż w końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. Złapał się za głowę. Objął mnie czule. Wtuliłam się w niego mocno, i jeszcze bardziej zaczęłam płakać.
- Ej... mała. Nie płacz... Proszę... - szeptał mi do ucha. Podniósł mój podbródek i chciał mnie pocałować. Odwróciłam głowę i odsunęłam się od niego. Westchnął zły.
- Czemu taka jesteś? - zapytał z wyrzutem.
-Jaka? - uniosłam brwi.
- Raz albo taka cholernie wrażliwa albo cholernie obojętna?
-Bo jestem cholernie inna niż te dziewczyny które znasz! - w moich oczach na nowo pojawiły się łzy.
- To może chociaż się zdecyduj! - krzyknął, a ja zlękłam się bo pierwszy raz od dłuższego czasu podniósł na mnie głos. Schował twarz w dłoniach po czym znowu się odezwał.
- Eh... Przepraszam Cie... nie chciałem... Pogadajmy
- Nie mamy o czym rozmawiać! - odwróciłam się i poszłam przed siebie. Nie myślałam, że tak potoczy się moje życie... za dużo problemów... za dużo wszystkiego...

===============================================
nikt tego nie czyta, ale skoro mam wolne to dodałam na zapas :)

Stworzyłam nowego bloga ---> http://kiciasta.blogspot.com/ SERDECZNIE ZAPRASZAM <3

sobota, 9 czerwca 2012

Pokomplikowane.

Siedziałam znudzona w pokoju, przeglądałam strony internetowe.
- Hey - odebrałam uradowana telefon.
- Siemka, masz co robić w domu czy możesz do mnie wpaść, mam wolny dom, pooglądalibyśmy filmy, pogadali czy coś w tym stylu. Jak chcesz możesz zostać nawet na noc. - uśmiechnęłam się mimowolnie. Nie widziałam go ale byłam pewna, że zrobił to samo.
- Nie no spoko, w sumie nie mam nic do roboty. -  wzruszyłam ramionami udając niezależną. - Będę za ... hm, 10 min? Pa. - rozłączyłam się i zaczęłam zbierać 'najpotrzebniejsze' rzeczy. Wysłałam szybkiego sms'a do Nicole o moich planach na dzisiejszą noc i z zapytaniem o jakieś wspólne spotkanie.
Zbiegłam po schodach na dół, mama jak zawsze krzątała się po kuchni.
- Mamo, mamo! Pytanie mam - spojrzała na mnie trochę zażenowana ale z uśmiechem na twarzy.
- Bo... Jake dzwonił... mogę iść do niego na noc? - mama podejrzliwie spojrzała na moją torbę, w sumie potrzebowałam już tylko zgody żeby móc wyjść.
- Hm... widzę, że sama już sobie odpowiedziałaś...
- Czyli mogę? - zapytała zadowolona.
- Nie, - zgasłam. - musisz zaopiekować się kuzynką...
- Mamo ona nie ma już 3 lat... Chyba nie potrzebuje pomocy żeby się wysikać! - powiedziałam oburzona, a mama wybuchnęła śmiechem.
- No to mamooo, proooooooooszę... ? - popatrzyłam na nią błagalnie i prawię leżałam na blacie.
- No dobra. - uległa.
- Jest! Dzięki mamuś! - mówiłam i szybko dałam jej buziaka w policzek. Szybkim krokiem zmierzałam do drzwi.
- Nie tak szybko. - powiedziała, a ja zagryzłam nerwowo wargę...
- weźmiesz ze sobą kuzynkę. - oznajmiła. Odwróciłam się na pięcie i wytrzeszczyłam oczy.
- Że co?! Mamo no... Nie mogłabym posprzątać całego domu, albo zrobić zakupy?
- Kusząca propozycja ale ... nie. Emily idzie z Tobą.
- E, no dobra.
- Po 1. ona nie będzie się nudzić, a po 2. ktoś musi mi Cie tam pilnować - mrugnęła do mnie, a ja podniosłam znacząco brwi.
- Mamooo. Jak możesz! - zaśmiałam się.
Poszłam do salonu, Emily leżała na kanapie z rozłożonymi nogami.
- Gówniaro, zbieraj się, idziesz ze mną do Jake'a.
- Y, aha. - mówiła patrząc na mnie ale nadal siedziała na kanapie, pośpieszyłam ją wzrokiem.
W miarę szybko się zebrała, jednak czekałam na nią chwile w przedpokoju.
Doszłyśmy do domu Jake'a. Zadzwoniłam dzwonkiem.
- Hey. - Jake otworzył drzwi. Zgasił się gdy zobaczył Emily.
- Wybacz, mama kazała mi ją zabrać. - mówiłam poirytowana.
Weszliśmy do środka. Usiadłam na kanapie, było już dosyć późno więc od razu włączyliśmy film.
- Muszę do łazienki. - oznajmiła Emily.
- Drugie drzwi na lewo - wyjaśnił Jake. Emily wyszła, a ja wywróciłam oczami.
- Może nie jest taka zła. - powiedział. Uniosłam znacząco brwi.
- No dobra, jest okropna. - stwierdziła, a ja zaśmiałam się. Za oknem zaczęło padać. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że nadal nie wróciła.
- Ej... Jakoś długo jej nie ma. - stwierdziłam. Jake popatrzył na mnie i wzruszył ramionami.
- Nie, serio. Lepiej sprawdzić co ona robić. - wstałam i poszłam do holu.
Zapukałam do drzwi od łazienki, żadnej odpowiedzi. Nacisnęłam na klamkę, nie były zamknięte. Lekko uchyliłam drzwi i zajrzałam do pokoju. Nie było nikogo. W pokoju Jake'a świeciło się światło. Gdy weszłam zobaczyłam Emily oglądającą jakieś stare zdjęcia.
- Emily! Co ty sobie wyobrażasz? - powiedziałam oburzona.
- No co? Stały na biurku w tym pudle... - kuzynka wskazała na małe drewniane pudełko.
- Co nie zmienia faktu, że to nie twoje, i nie powinnaś tego wgl ruszać. - patrzyłam na nią zła i wyrwałam jej zdjęcia.
- No to je obejrzyj... - uniosła brwi. Spojrzałam na zdjęcia. Jake z jakimiś laskami.
- Widzisz twój chłopak nie jest taki grzeczny jak Ci się wydawało.
- Po 1. Jake i ja nie jesteśmy razem, po 2. to było jakieś dwa lata temu, i o wszystkim wiedziałam., Jake mi powiedział... - Jasne, czułam się zazdrosna, ale nawet nie byliśmy parą po za tym nie mogłabym winić go o coś co robił kilka lat temu.
- Jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia. - odłożyłam fotografie na miejsce.
- Ale o tym już raczej nie wiedziałaś... - Emily podała mi dwa bilety. Wylot jutro... Chorwacja... W moich oczach pojawiły się łzy. Wyszłam szybkim krokiem z pokoju nadal trzymając w dłoni bilety. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Stanęłam w drzwiach od salonu.

Jake

- Ej, co jest? - zapytałem zaniepokojony. Szybkim ruchem zabrała torbę z podłogi. Potem rzuciła coś w moją stronę, zauważyłem, że to te bilety. Zmarnowany podniosłem się.
- Christina... - pobiegłem za nią. Zdążyła już wyjść na zewnątrz, pogoda nie była za dobra, mocno padało. Złapałem ją za nadgarstek.
- Poczekaj.
- Zostaw mnie! - wyrwała mi się.
- Christina... Proszę Cie...
- Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?! - powiedziała z wyrzutem. Zawahałem się.
- W sumie to... nigdy?  - zrobiła wielkie oczy.
- .. no to miło wiedzieć. - powiedziała z sarkazmem. Spojrzała na mnie z wyrzutem, ale wydawało mi się, że trochę zalotnie.
- Ale nie... serio, te dwa bilety...
- Teraz nie musisz mi się tłumaczyć! - zaśmiałem się.
- To nie jest śmieszne. - powiedziała i obróciła się na pięcie. 
Złapałem ją za nadgarstek.
- Poczekaj, no! - Deszcz mieszał się z jej łzami, zauważyłem to i mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Nie płacz... - przytuliłem ją, chwilę próbowała się wyrwać ale potem odpuściła i wtuliła się we mnie jeszcze mocniej niż ja w nią.
- Bilety są mojej mamy... dostała na urodziny. Więc nie denerwuj się już tak... - uśmiechnąłem się.

Christina

Zrobiło mi się bardzo głupio.
- Ale jestem głupia... - szepnęłam chowając głowę w ręce.
- Nie jesteś. - zapewnił mnie odkrywając mi twarz. Lekko się uśmiechnął.
- Zdążyłaś zauważyć, że pada, co nie? - zaśmiałam się, w końcu staliśmy cali mokrzy.
- Serio? - zażartowałam. Złapał mnie za rękę i pobiegliśmy z powrotem do domu.
- Widzisz, nie udało Ci się nas skłócić. - powiedziałam do przyglądającej nam się Emily. Wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju, a ja popatrzyłam zadowolona na Jake'a.
- Przepraszam Cie, to było nie potrzebne... - mówiłam gdy już zostaliśmy sami.
- Potrzebne, teraz wiem jak bardzo Ci na mnie zależy. - uśmiechnął się cwaniacko i poszedł do swojego pokoju. Stałam chwilę uśmiechnięta sama do siebie, a potem ruszyłam za nim.
- Trzeba się przebrać w jakieś suche ciuchy, nie? - zaproponował,a ja pokręciłam głową na "tak". Rzucił w moją stronę kilka bluzek. Zaczęłam zdejmować mokre ubrania ale czułam jego wzrok na sobie. Nie przeszkadzało mi to zbytnio.
- No i jak? - zapytałam zadowolona kiedy już się przebrałam.
- Ślicznie... - powiedział bardzo poważnie, a ja wybuchnęłam śmiechem. Podszedł do mnie bardzo blisko.
- Wyglądam jak paker...
- Bardzo ładny paker. - uniosłam znacząco brwi, a on uśmiechnął się łobuzersko.
-Co powiesz na to abym cie teraz pocałował..?
-Nic nie powiem tylko się odwrócę... - wzruszyłam ramionami.
-Dlaczego? - zrobił poważną i zawiedzioną minę.
-Bo znowu się w Tobie zakocham...


piątek, 8 czerwca 2012

^^

Otworzyłam oczy, popatrzyłam na Jake'a, spał. Nadal byliśmy w siebie wtuleni.
- Ekhem!!! - zarwałam się i zobaczyłam Emily siedzącą na krześle, przyglądała nam się...
- Jesteś psychiczna! - mówiłam przerażona,
- Dzięki... - powiedziała z uśmiechem. Poczułam jak Jake się rozbudza, nadal z zamkniętymi oczami zaczął głaskać moje plecy.
- Jake... - przysunęłam się i szepnęłam, - radzę Ci się obudzić... Emily się na nas gapi. - otworzył oczy i odskoczył ode mnie. Zaśmiałam się.
- Po co przyszłaś? - zapytałam zażenowana,
- Pomyślałam... - zaczęła.
- Nie spodziewałam się, że potrafisz myśleć... Mamy dzisiaj jakieś święto?  - powiedziałam poważnie.
- Nie, a czemu? - zapytała się.
- No skoro zaczęłaś myśleć to coś musiało się wydarzyć. - spojrzała na mnie morderczo, a ja dumnie się zaśmiałam.
- No, a wy jesteście razem? - uniosła pytająco brwi.
- Y... - zaczęłam i spojrzałam się na Jake'a.
- Sądząc po twoich notatkach w pamiętniku to... nie. - przerwała mi, a ja zrobiłam wielkie oczy.
- Ile z tego przeczytałaś?! - wydarłam się.
- Hmm, pomyślmy... wszystko? - powiedziała zadowolona.

- Zabije Cie... - wysyczałam. - Skąd wgl wiedziałaś gdzie go trzymam?!
- To już moja sprawa... Musze Ci powiedzieć, że miałaś ciekawe życie. A ten ... Josh? - serce mi stanęło, a łzy napłynęły do oczu. - Dobrze pamiętam? - Jake złapał mnie za rękę, gdy tylko zobaczył w jakim jestem stanie. Ścisnęłam jego dłoń. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
- Mogłabyś wyjść... - Jake w końcu się odezwał. - Serio. Wynocha. - powiedział stanowczo.
Emily wstała i zaczęła iść w stronę drzwi.
- Ej! Nie zapomniałaś o czymś. - popatrzył na nią zły, spojrzała na niego pytająco.
- Pamiętnik... - wyciągnął rękę - oddaj go. - poirytowana rzuciła zeszytem, upadł na podłogę.
- Nie zapomnij zamknąć drzwi jak będziesz wychodzić. - dodał po chwili. W końcu zostaliśmy sami. Na wspomnienie o tamtych chwilach zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach. Jake nie wiedział co robić. Oboje siedzieliśmy na łóżku na przeciwko siebie. W pewnym momencie przysunął mnie do siebie siłą.
- Hey... - szepnął ocierając moje łzy. Miałam zamknięte oczy. Delikatnie podniósł moją głowę za podbródek. - Popatrz na mnie... - mówił dalej. Otworzyłam zapłakane, czerwone oczy i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się lekko. - Nie płacz... - powiedział, a mi jeszcze bardziej zrobiło się smutno. - ... bo ja zacznę... - zagroził zadowolony, zaśmiałam się słabo. Westchnęłam głęboko. Jake zbliżył się jeszcze bardziej aż w końcu mocno mnie przytulił. Otarłam oczy i wtuliłam się w niego.
- a było tak fajnie... - szepnęłam.
- ... a teraz nie jest? - powiedział zadowolony... - siedzimy razem. Fajnie jest.
Chwilę nic nie mówiliśmy, tylko leżeliśmy przytuleni...
- no.. może to nie odpowiedni moment... ale, co tam o mnie pisałaś w pamiętniku? - zaśmiałam się.
- same okropne rzeczy, na prawdę! - zażartowałam.
- Osz Ty! - powiedział udając oburzenie i zaczął mnie łaskotać.
- Nie.. nieee... proszę! Aaaa... ahhahahah. Przestań - mówiłam błagalnie. W końcu złapałam jego obie ręce, ale on przyciskał mnie do łóżka. Nie wiem jak dziwnie to zabrzmi ale ja byłam na dole, a on na górze. W końcu nie miałam aż tyle siły, i tym razem Jake trzymał moje ręce.
W końcu dał sobie spokój i usiadł na mnie.
- O nie... umieram. Ten ciężar... - mówiłam rozbawiona.
- No bez przesady! - powiedział oburzony, wyglądał bardzo poważnie więc wybuchnęłam śmiechem, a on co chwila spoglądał na swój brzuch.
- NO ej! Na serio nie jest źle!
- No wiem... przecież się z Tobą tylko droczę... a w sumie to nie miałeś uważać na swoją rękę?
Oboje wstaliśmy, ja usiadłam na fotelu i zaczęłam się kręcić, a Jake przyglądał mi się.
- Cieszę się, że już Ci lepiej. - powiedział, a ja uśmiechnęłam się tylko, bo zaraz przypomniałam sobie o tym co wydarzyło się z Josh'em. Łza spłynęła mi po policzku.
Jake od razu to zauważył.
- Ależ ja jestem głupi - jęknął. - Ej... - przeciągnął. Podszedł do mnie, klęknął obok krzesła i położył ręce na moich kolanach.
- Cicho, nie płacz, słyszysz... nie warto. - Nagle do mojego pokoju wparowała mama, szybko odwróciłam głowę by nie zobaczyła, że płaczę.
- Czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego Emily... - przerwała gdy zobaczyła mnie ocierającą łzy.
- Co się .. - zaczęła ale Jake machnął ręką żeby wyszła. Chwilę przyglądała nam się, ale potem zrozumiała, że najlepiej będzie zrobić to c co poprosił ją Jake.
- Dzięki... - szepnęłam.
- Nie dziękuj ... - uśmiechnął się. Gdy się ogarnęłam postanowiliśmy w końcu wyjść z pokoju, za wszelką cenę starałam się omijać mamę. Weszliśmy do kuchni, siedziała tam razem z Emily...
- A więc... powiedzcie mi co się wydarzyło... - zaczęła moja rodzicielka.
- Ta mała jędza przeczytała mój pamiętnik. - powiedziałam na luzie otwierając karton soku.
- Sama jesteś jędzą. - burknęła do mnie Emily, a ja pokazałam jej język.
- Dziewczyny... Ja rozumiem, że wy się nie lubicie ale zachowajcie chociaż trochę kultury!
- Wow... - powiedziałam z ironicznym uśmiechem.
- Christina i Jake są znowu razem. - wyrwała Emily.
- Na prawdę?! - powiedziała uradowana mama.
- Emily! - wydarłam się. - Nie mamo, NIE prawda! - mówiłam cały czas patrząc się morderczo na kuzynkę.
- Ja muszę już iść, dziękuje za obiad. - Jake zwrócił się do mojej mamy.
- nie zostaniesz na deser? - zapytała błagalnie.
- nie niestety nie mogę... 
- odprowadzę Cie... - powiedziałam sucho. Otworzyłam drzwi i oparłam się o nie.
- Czuje się obserwowany... - odwróciłam się i zobaczyłam moją mamę gapiącą się na nas, gdy tylko mnie ujrzała od razu powróciła do zmywania. Zaśmiałam się. Wywróciłam teatralnie oczami, wyszłam na dwór i zamknęłam drzwi.
- Teraz nas nie może podglądać. - spojrzałam na niego zwycięsko.
- No brawo, brawo! No to trzymaj się! - pomachałam mu i uśmiechnęłam się słodko.
Wróciłam do domu, mama zauważyła od razu mojego banana na twarzy.
- Nadal nie jesteście razem? - zapytała.
- Na razie nie... - odpowiedziałam zamyślona. Poczułam jak robię się czerwona.
- Na razie... ciekawe - mówiła zadowolona. Wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i śmiałam się do siebie. Nagle usłyszałam pukanie.
- Kochanie ... - usłyszałam głos mojej mamy.
- Nom?
- Bo tak sobie teraz myślę... - usiadła obok mnie. - Skoro możliwe, że będziesz miała chłopaka... to... - zawahała się na chwilę.
- Wiesz co to jest seks, prawda?
- Mamo! ... wychodzisz!
- Ale Christi... Jake to dojrzały chłopak...  - parsknęłam śmiechem.
- Mamo, na prawdę nie musisz mi uświadamiać co to jest. Przyznam się, że trochę głupio mi jest słuchać tego wszystkiego od ciebie - wytrzeszczyłam oczy.
- Mhm, czyli... nie musimy o tym gadać? - zapytała przerażona.
- Nie. Wszystko wiem. - odetchnęła z ulgą, a ja się zaśmiałam.
- Myślę, że takich lekcji bardziej potrzebuje Emily - uśmiechnęłam się ironicznie. Mama wyszła cała zestresowana. Siedziałam chwile nie wiedząc co to miało być, a potem zaczęłam śmiać się sama z siebie.
Po jakimś czasie usłyszałam głos mojej mamy wołający na deser. Zbiegłam na dół. Od razu humor mi się popsuł zobaczyłam Emily.
- I co już nie ryczysz jak małe dziecko? - burknęła do mnie.
- Aż tak źle z twoimi oczami, że musisz się pytać? - powiedziałam z udawaną, smutną miną.
Mama zażenowana spojrzała na mnie i pokręciła głową. Uśmiechnęłam się jak najcudowniejsza córka na świecie.
- Co na deser? - szybko zmieniłam temat...
- Lody. Mogą być? - mama postawiła na blacie trzy miseczki.
- Super! - powiedziała Emily, a ja zaczęłam się śmiać, gdy zobaczyła te lody w jej oczach jedyne co dało się odczytać to wielkie pożądanie. Wszystkie trzy usiadłyśmy w salonie, ja rozłożyłam się na fotelu, a Emily z mamą na kanapie. Zaczęłyśmy oglądać film.
- Może się wytrzyj - zaproponowałam Emily gdy zobaczyłam jak jest brudna od tych lodów.
- Bardzo zabawne. - burknęła jeszcze przełykając.
- Może najpierw byś przełknęła, a nie... nie mówi się z pełnymi ustami. - popatrzyłam na nią z obrzydzeniem, wstała z kanapy, podeszła do mnie, wsadziła kolejną łyżkę lodów do budzi i zaczęła jeść z otwartą paszczą.
- Byłaś w zoo? Ile lat? - powiedziałam, a jej zachowanie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Od razu ją zgasiłam, wróciła na swoje miejsce. Dalej oglądałyśmy film. W pewnym momencie dźwięk telefonu Emily zakłócił ciszę, zaciekawiło mnie kto mógłby do niej dzwonić. Zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie.
- Halo? - odwróciłam głowę i popatrzyłam się na nią. Gdy mnie zauważyła, wstała z morderczą miną i wyszła z pokoju, machnęłam na nią ręką i powróciłam do oglądania filmu...

wtorek, 5 czerwca 2012

Niesamowity!

- Witaj ślicznotko... - rozbudził mnie zachrypnięty głos Jake'a. Podniosłam szybko głowę i spojrzałam na niego,uśmiechnął się do mnie,
- hey... - szepnęłam na prawdę marnym i zaspanym głosem. - Jak tam? Lepiej się czujesz? - zapytałam po chwili.
- No tragedii nie ma - uśmiechnął się, ale widać było, że każdy ruch sprawia mu ogromny ból.
Wstałam, rozejrzałam się po sali i podeszłam do lustra.
- Co?! To jest śliczne... Ale ja wyglądam... Cała twarz czarna od tuszu... Brak mi słów.
- Oj tam...
- A która godzina?
- nie wiem... jak ostatnio sprawdzałem to była... 15:00?
- Aż tak długo spałam? ...
- Miałaś dużo stresu... - powiedział ironicznie.
- Y... nie wcale nie, po prostu, twoja mama potrzebowała wsparcia... i Mike do mnie zadzwonił...
- Jaaaasne, mi tutaj już wszystko opowiedziano. - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Oj no dobra! To pewne, że się przejęłam!
- ... i popadłaś w histerię ... - dodał po chwili.
- Tego tak bym nie nazwała... lekkie ... załamanie? ... - próbowałam się wykręcić.
- Aha... Jasne, jasne! Przejęłaś się i to bardzo!
- No dobra! Przejęłam się i co?! - przyznałam poirytowana.
- Nic, tak serio to nikt mi nic nie mówił... Sama się zdradziłaś ... - zmarszczyłam brwi, i popatrzyłam na niego złowieszczo.
- Pobiłabym Cię ale nie wypada bić kaleki!
- ... kaleki?! ej ej ej... no może w szczytowej formie to ja nie jestem, ale żeby od razu kaleka...
Kilka dni później wyszedł ze szpitala, nadal miał jednak rękę w gipsie i połamane żebra.
Często go odwiedzałam, a nasze relacje sporo się poprawiły.
Usłyszałam pukanie do drzwi od mojego pokoju.
- Eeeeeeeeeee?
- To ja - usłyszałam głos mojej mamy - Sprawę mam...
Usiadłam i zdjęłam laptopa z nóg.
- ... a właściwie oświadczenie - mówiła z niepewnym uśmiechem.
- No wal mamo, niczym mnie nie dobijesz - powiedziałam na rozluźnienie atmosfery.
- No dobra, a więc ... jutro przyjeżdża Emily.
- Co?! Ale mamoooooooo, - ups, a jednak mnie dobiła... - co ona tu będzie sama robić?
- Nie będzie sama - powiedziała zadowolona.
- Ktoś jeszcze przyjeżdża? - zapytałam zdziwiona.
- Nikt, Ty się nią zaopiekujesz.
- Jeszcze czego?! Ekhem! Nie ma mowy, nie nie nie nie nie! NIE! Emily... wiesz o kim mówimy mamo? - zrobiłam straszną minę, a mama wywróciła oczami, a potem popatrzyła na mnie błagalnie. 
- No dobra, jakoś ją zniosę... ale nie śpię z nią w pokoju! Po za tym... mamo, nie mogłaś przygotować mnie na nią jakoś psychicznie... np. tydzień przed?! - mama zaśmiała się, a ja poirytowana rzuciłam się na łóżko.
- Nie masz co narzekać, może się zmieniła - dodała po chwili.
- Mamo... tacy ludzie się nie zmieniają ... - powiedziałam dumnie ale z niezadowoloną miną.
- Pożyjemy, zobaczymy...
- Ta...
Przez cały poranek następnego dnia mama biegała w te i z powrotem ... Tu robiła obiad, potem wyszykowała kanapę, potem posprzątała łazienkę... Ja siedziałam na fotelu i oglądałam jej zmagania...
- Może byś trochę pomogła... - powiedziała z wyrzutem. Jednak dzwonek wyratował mnie, mama oderwała się od poprzedniego zajęcia i pobiegła do drzwi.
- Witaj, kochanie! - usłyszałam głos mojej mamy. - Christi! Chodź przywitać gościa... - poirytowana wstałam i zaniosłam moje zwłoki pod drzwi, - wejdź wejdź, zapraszamy! - mówiła dalej.
Gdy zobaczyłam Emily wydała mi się doroślejsza. Zaczęłam się zastanawiać czy mama nie miała racji, może rzeczywiście się zmieniła...
- Cześć ... - burknęła pod nosem. Uznałam, że będę miła więc grzecznie odpowiedziałam.

- Siemka, jak podróż? - popatrzyłam dumnie na mamę, a ona wyglądała na zdziwioną moim zachowaniem. 
- No dziewczynki... Pogadacie sobie na górze, zaprowadź Emily do swojego pokoju - rozkazała. Nie bardzo chciałam to robić ale skoro była miła uznałam, że nic mi nie zaszkodzi.
Weszłyśmy na górę, wzięłam od Emily jedną torbę i pomogłam jej ją przynieść.
- No to to jest mój pokój - powiedziałam zadowolona. Emily rzuciła torby w kąt i momentalnie zmieniła minę i postawę.
- Serio? Tu mieszkasz... Oj, to przykre - mówiła ironicznie.
- Tak coś Ci się nie podoba? - zapytałam wkurzona.
- Może i mi się nie podoba! W ogóle się nie zmieniłaś... nadal tak samo brzydka... - powiedziała zadowolona. No i TAK, miałam rację, tacy ludzie się nie zmieniają.
- Spokojnie, nie rzucaj się tak! Jeszcze mózg Ci pęknie... O zaraz... przecież Ty go nie masz! Więc nie musisz się martwić - zapewniłam ją z szerokim uśmiechem na ustach. Zmrużyła oczy, a ja popatrzyłam na nią morderczo.
- No a Ty gdzie będziesz spać? - powiedziała rozglądając się po moim pokoju. - widzę tylko jedno łóżko dla mnie...
- Oh, jak mi przykro, nikt Cie nie poinformował? Ty śpisz na kanapie...
- Jeszcze zobaczymy... - powiedziała tajemniczo...
- Christi! - usłyszałam głos mamy.
- CO?! ... I ... I nie mów tak do mnie!!!
- Jake przyszedł!
Od razu poprawił mi się humor, zbiegłam na dół, a zaraz za mną Emily...
- Siema! - usłyszałam pocieszny głos mojego przyjaciela.
- Hey... O. Wow, zdjęli Ci gips? Nie za szybko? - mówiłam troskliwie.
- Nie, lekarz powiedział, że powinno być okej, tylko muszę uważać na rękę, a żebra same z siebie wrócą szybko do prawidłowego stanu. - mówił dumnie, a ja zatraciłam się w jego oczach.
-Aha czyli... -zaczęłam
- Ekhem! - wtrąciła się Emily.
- Ah, no tak. Poznaj moją kuzynkę Emily. - popatrzyłam na nią.
- Siemanko - Jake wystawił rękę. Emily popatrzyła na niego zadowolona i rzuciła mu się na szyję. -
- O... Uwaga na rękę - wymyśliłam szybko, Jake był zdziwiony i przestraszony, ja zazdrosna, a Emily, wydawała się najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Zażenowana jej zachowaniem, pociągnęłam Jake'a za sobą i zaprowadziłam go do swojego pokoju.
- Jezu, Kto to jest? Ile ona ma lat? - mówił śmiejąc się pod nosem.
- Weź mi nic nie mów... - nagle do pokoju wparowała Emily,
- Więc Ty jesteś Jake, tak? - mówiła siadając obok mnie na łóżku.
- Y, ta... Jake.
- E... Kto Cie z klatki wypuścił? - mówiłam poirytowana, a Jake parsknął śmiechem.
- Ha,ha,ha... Bardzo zabawne... 
- No dla mnie bardzo - odgryzłam się.
- Ej, Może pójdziemy na spacer - zaproponował mi Jake.
- Spoko mogę iść - wtrąciła się Emily.
- Nie Ciebie zaprosiłem... - powiedział skruszony.
Zeszliśmy na dół. Mama przygotowywała jakieś jedzenie.
- Mamo, ja i Jake idziemy na spacer.
- Dobrze, ale wróćcie na obiad, - rozkazała - oczywiście Ciebie też zapraszam - zwróciła się do Jake'a. Moja mama bardzo go lubiła... aż nad to. Złapałam go za rękę i zmierzyłam w stronę drzwi.
- Halo, halo. A Emily? - zapytała.
- Właśnie, a ja?
- Ale mamoooo, po co ... Jezu... No to niech ruszy dupę i tyle.
- Christi! Jak Ty się odzywasz... - wywróciłam oczami, westchnęłam i wyszłam na dwór. Jake ruszył zaraz za mną. Szłam szybkim krokiem. Nie czekałam ani na Emily ani na Jake'a, chociaż był tuż za moimi plecami.
- Słuchaj. - złapał mnie za rękę - Nie ma co się nią przejmować i tracić dzień... - spuściłam wzrok - prawda??? - zapytał.
- No. - burknęłam. - No to jak? Idziemy do kina? - zaproponował.
- Spoko, przynajmniej nie będę musiała jej słuchać. - razem z Jake'iem i Emily pojechaliśmy samochodem.
Zaraz po filmie wróciliśmy do domu.
- Nigdzie więcej z nie nie jadę! - mówiłam gdy tylko otworzyłam drzwi, za mną wszedł zażenowany Jake i zadowolona Emily.
- Co się stało? - zapytała mnie rozbawiona mama.
- Co się stało? CO SIĘ STAŁO?! Przegadała cały film! Ludzie zwracali nam co chwilę uwagę, aż w końcu kazali nas wyprowadzić! Rozumiesz? ... co za wstyd...
- Na pewno nie było aż tak źle...
- No tak... zapomniałam, że wszyscy są tacy wspaniali tylko nie twoja córka... - odgryzłam się po czym pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i jak zwykle rzuciłam się na łóżko. Po jakimś czasie ktoś do mnie zapukał.
- Mamo, proszę Cie, zostaw mnie na chwile w spokoju! - drzwi powoli się otworzyły, a zza nich wyszedł Jake, z dwoma talerzami w jednej ręce, a w drugiej trzymał szklankę soku. Ledwo dawał radę ale w końcu dotarł do stolika. Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie musiałeś przynosić mi obiadu... - zrobiłam słodką minę - ale dziękuje. - szybko pocałowałam go w policzek. Przez chwile stał nieruchomo i przyglądał mi się
- No co? - powiedziałam zdziwiona.
- Nie no nic... - otrząsnął się. - Ale piciu mamy tylko jedno, z dwoma szklankami nie dałbym rady...
- Jakoś to przeżyję, nie wiem jak, ale przeżyję! - zażartowałam.
- No to smacznego.
- Dzięki.
Kiedy skończyliśmy jeść obiad postanowiliśmy odpocząć.
- Ale się najadłem... pff...
Westchnęłam. - No, ja też... Szczyt! - zaśmiałam się.
- To co, teraz pół godzinna przerwa po posiłkowa. - powiedział uradowany Jake.
- Łóżko czy podłoga? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
- łóżko. - zadecydował.
Oboje pędem rzuciliśmy się na moje łóżko. Leżeliśmy obok siebie przez kilka minut nic nie mówiąc.
- A co robi Emily?
- Jak wychodziłem z jedzeniem oglądała jakiś serial, dopiero się zaczynał więc pewnie mamy jeszcze trochę spokoju...
- Oby ten serial trwał wiecznie... - zaśmiałam się.
- Zimno mi... - popatrzyłam na niego błagalnie. Jake podniósł się i przykrył mnie kocem, a potem sam się dołączył. - wiesz... nadal mi zimno... - ciągnęłam dalej.
- Zaraz zaradzimy. - Jake objął mnie rękami i mocno przytulił. Ja wtuliłam się w niego i po pewnym czasie zasnęłam.

wtorek, 29 maja 2012

Jak to?!

- ... jego stan się pogarsza... - usłyszałam przerażony głos Mike'a ... westchnął głęboko - jak chcesz to przyjeżdżaj, nie wiadomo jak to będzie... - przez chwilę nie wiedziałam jak się zachować, bo co ja mam powiedzieć?!, łzy napłynęły mi do oczu po czym powoli spłynęły po policzkach.
- Tak... - otrząsnęłam się - zaraz tam będę. - Rozłączyłam się, stałam bez czynnie zapatrzona w jeden punkt... nie mogłam powstrzymać szlochu. Chwilę po tym szybko wybiegłam z domu. Padało. Pobiegłam na przystanek... Cała ta sytuacja rozbroiła mnie emocjonalnie ... Krok za krokiem coraz więcej myśli pojawiało się w mojej głowie... Co będzie jak nie zdążę? ... Co jakiś czas wycierałam mokre policzki... rozmazując przy tym makijaż. Wsiadłam w odpowiedni autobus... Zdezorientowana nerwowo zaciskałam dłonie. Rozglądałam się czy aby na pewno dobrze jadę... co chwilę zaglądałam do telefonu, sprawdzić czy może Mike się czegoś dowiedział i może napisał do mnie... nie dostawałam żadnych sms'ów. Rozejrzałam się po autobusie, wszyscy ludzie patrzyli na mnie przerażeni... Cała morka, zapłakana... Ale w tamtym momencie mnie to nie obchodziło... W końcu dojechałam do szpitala, biegłam przez korytarz zaglądając do każdej z sal, nigdzie go nie było... Myślałam o najgorszym ... Przy recepcji stał jakiś lekarz. Szybkim krokiem podeszłam do niego... i zapytałam:
- Przepraszam, - mówiłam drżącym głosem - wie pan gdzie leży Jake Torres?
- Tak, sala numer 15, tuż za rogiem...
- Dziękuję... - powiedziałam marnie, i zaczęłam iść w wskazaną mi stronę...
- Ale zaraz! - dodał lekarz - pani z rodziny?! - nie zwracałam na niego uwagi.
Gdy weszłam do sali, zamurowało mnie. Zobaczyłam siedzącego przerażonego Mike'a, obok niego Nicole...
- no nareszcie jesteś! - powiedział Mike gdy tylko mnie zobaczył. Mama Jake'a zapłakana siedziała obok nieprzytomnego syna, odwróciła się i popatrzyła na mnie z bólem w oczach. Tuż za mną wparował doktor. Chciał mnie wyprowadzić ale Mike machnął ręką żeby mnie zostawił, że wszyscy się zgadzają żebym tam była.. Lekarz wyszedł, a ja spojrzałam na Jake'a... Jeszcze bardziej przestraszona zaczęłam płakać... Kate wstała i mocno mnie przytuliła... Obie nie dawałyśmy sobie z tym rady, zrozumiałam, że Jake jest dla mnie kimś bardzo ważnym... tak samo jak dla Kate. Zapłakana patrzyłam na Jake, a mama nie puszczała mnie ani na chwilę.
- Przepraszam - szepnęła Nicole... - Proszę Pani może wróci pani do domu, jest pani bardzo zmęczona i zestresowana... mogłabym pani pomóc wrócić do domu... ja i Mike... teraz a i tak pani w niczym nie pomoże... zrobiła pani co ...
- Kate. Nie mów do mnie pani... - przerwała jej.
- ... zrobiłaś już wystarczająco dużo... - ciągnęła dalej - A Christina zostanie z nim teraz i dobrze się nim zaopiekuje...
- Wiem, że da sobie radę - powiedziała Kate patrząc na mnie ze łzami w oczach... widać było, że jest zmęczona i powoli nie daje już rady...
 Po pewnym czasie cała ich trójka wyszła. Zostałam sama...
Usiadłam na taborecie tuż przy łóżku Jake'a. Mocno westchnęłam ... "Śpiączka ... ile to będzie trwało... jak on będzie się czuł jak się wybudzi" myślałam cały czas... Po pewnym czasie zasnęłam... Obudził mnie doktor, było jakoś tak trochę po drugiej w nocy.
- Jak się śpi? Nie lepiej wrócić do domu...
- nieee.. - powiedziałam zaspanym głosem.
- Jak z nim? - zapytałam gdy dr. Anderson spojrzał w niego kartę.
- Jego stan się polepszył... jest stabilny. - odpowiedział, po czym skierował się do wyjścia, cofnął się położył rękę na moim ramieniu - Będzie dobrze... - zapewniał mnie. Budziłam się w nocy jeszcze po kilka razy, bo wydawało mi się, że poruszył dłonią. Cały czas trzymałam go za rękę...
W końcu nadszedł ranek. Otworzyłam oczy, jednak nadal nie czułam żadnych ruchów. Przeraziło mnie to... Znowu zaczęłam płakać... przez to, że było bardzo wcześnie, cicho... w miarę ciemno szybko popadłam w histerię... Łzy spływały jedna za drugą.  Zaczęłam szlochać w materac...
- hey... - usłyszałam słaby i marny głos... Szybko podniosłam głowę, i spojrzałam na niego zapłakanymi oczami... słabo się uśmiechnęłam, a on próbował zrobić to samo ale ledwo otwierał oczy.
- Jake... - mówiłam przez płacz, ale z lekkim uśmiechem na ustach... - zawołam lekarza! - dodałam po chwili zastanowienia, jednak on złapał moją rękę...
- nie... nie odchodź... proszę - oddychał ciężko. - nie potrzebny mi lekarz...
Z powrotem usiadłam na stołku i popatrzyłam na niego. Widząc jego stan znowu zaczęłam mocno płakać... Nie miał siły nawet żeby na mnie spojrzeć...
- ciii... - przyłożył mi palec do ust, a ja zaśmiałam się... - nie płacz... - wyszeptał, delikatnie głaszcząc mój mokry od łez policzek...
- Będzie dobrze, zobaczysz - powiedziałam gdy zobaczyłam, że powoli odpływa...

----------------------------------------------------------------------------------------
jejku... ja nie wiem co ja wgl robię w jej życiu, same tragedie się dzieją xD <3 no nic, mam nadzieję, że to ktoś czyta... :c

czwartek, 3 maja 2012

ohoh Matt....

Przez całą noc nie mogłam zasnąć, nawet na chwilkę. Cały czas myślałam, co tam na prawdę widział itp. Po prostu było mi wstyd, i jeszcze to moje wojownicze nastawienie... Co ja bym pomyślała o takiej osobie? Haha, bez komentarza. W sumie była to też pozytywna przygoda.
Leżałam, patrząc w sufit i co chwila chichotałam gdy tylko przypominałam sobie tamten wieczór. Zamknęłam oczy na moment i zaczęłam przysypiać.
- Chris... - obudził mnie głos Matt'a.
- Maat !!! - Krzyknęłam zła bo tylko minutę dłużej i nie dałoby się mnie obudzić.
- Czego chcesz? Po za tym nie mów do mnie Chris ... - kontynuowałam, zauważyłam, że jest spity, zatacza się, i uśmiech nie schodzi mu z twarzy, wywróciłam oczami. - Co chcesz powiedzieć?! - nie wytrzymałam gdy zaczął się jąkać.
- Że jestem... - powiedział śmiejąc się pod nosem.
- Niesamowite! I dlatego musiałeś mnie budzić?! - wyrwałam kołdrę na której siedział, zakryłam głowę i odwróciłam się do niego plecami.
- i Ty mówisz, że jesteś odpowiedzialny... - szepnęłam do siebie. Matt usłyszał i jeszcze bardziej zaczął się śmiać - Zabawna jesteś... - ciągnął dalej.
- Spać idź! - rozkazałam mu. Matt wstał, zdjął buty i zaczął ładować się do mojego łóżka.
- Ale do SIEBIE!!! - podniosłam się i wskazałam na drzwi. On zaczął mnie uciszać i położył się obok, tuląc mnie do swojej klatki piersiowej.
- Jezu. Co Ty piłeś?! ... Bleeh, okropnie śmierdzisz!
- Wcale nie... To Ty. - mówił zachrypniętym i zaspanym głosem.
- No jeszcze czego?! Wynocha! Teraz na pewno nie śpisz ze mną!!! - Wyrwałam mu się, usiadłam i zdjęłam z niego kołdrę. Nie zareagował więc zaczęłam spychać jego ciężkie sadło, znaczy jak on to mówi "same mięśnie". Ręce nie dały rady więc wywinęłam się i zwaliłam go nogami. Wtedy wstał i zaczął się na mnie dziwnie gapić.
- ... Jesteś najfajniejszą siostrą na świecie... - zdziwiłam się i popatrzyłam na niego jak na idiotę, nigdy mi nic takiego nie powiedział, ale ja nadal miałam w sobie swój charakter więc dodałam - No wiem... Kto by dał sobie z tobą radę! Tylko ja...
Wzięłam go 'pod ramię' i zaprowadziłam do jego łóżka. Zdjęłam przesączony alkoholem t-shirt i przykryłam Matt'a kocem. Padł w jednej sekundzie. Ja wróciłam do łóżka, niestety ta cała sytuacja mnie rozbudziła, nadal byłam zmęczona ale nie mogłam zasnąć...
Po 10:00 rano strasznie nudziło mi się w pokoju więc zeszłam na dół zrobić sobie coś do jedzenia... Po drodze jednak zajrzałam do Matt'a. Wiedziałam, że będzie miał kaca, a ja niedokładnie wiedziałam co zrobić. Chciałam podtrzymać mój status 'najlepszej siostry na świecie', więc napisałam krótkiego sms'a do Jake'a.
"Jakieś pomysły na kaca?"
Od razu otrzymałam odpowiedź: "A co imprezka była?". Wszystko mu wytłumaczyłam kolejną już trochę dłuższą wiadomością. Odłożyłam telefon i zajrzałam do lodówki, chwilę później usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
- Halo?
- No siemanko... - usłyszałam głos Jake'a - To co. Matt się schlał i nawet nie jest w stanie mówić?
- Nie wiem jak na razie śpi, i pewnie jeszcze długo się nie podniesie... A chciałam mu jakoś pomóc.
- To miło - uśmiechnęłam się, znowu rozmawialiśmy tak jak kiedyś, bez żadnych kłótni.
- Wiem, genialne ze mnie dziecko, i jakie dobroduszne.
- I wojownicze... - zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami.
- No to co ja mogę zrobić? - przerwałam nabijanie się ze mnie. - Uznałam, że Ty będziesz wiedział...
- Ha. Ha. Wcale taki obeznany to nie jestem ale na kaca coś tam umiem poradzić, na początek każ mu się wykąpać, wanna albo prysznic, odświeży go to, a potem zrób mu gorącą herbatę z cytryną, dużo cytryny, no i cukru też dużo... będzie już w stanie sam zadecydować...
- Dzięki, no to idę go ocknąć, pomocny jesteś. - zaśmiałam się i nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się.
Włączyłam wodę na herbatę, i pobiegłam na górę, nie mógł zmarnować tego dnia, szczególnie, że byliśmy sami, bez rodziców. Może wreszcie zrobilibyśmy coś razem. Szybkim krokiem weszłam do jego pokoju. Nawet się nie poruszył. Rozsunęłam zasłony, do pomieszczenia wpadło światło rażąc jego spuchnięte oczy. Jęknął i zarzucił na siebie koc. Oburzona praktycznym brakiem reakcji, wyrwałam mu koc, zasłonił oczy, a ja zdumiona walnęłam go w plecy.
- Boże, mamo, daj mi spać!
- Mamo?! - wybuchnęłam śmiechem, a on aż podskoczył i zdziwiony patrzył na mnie. Podrapał się po głowie i zmrużonymi oczami błądził po pokoju.
- No to tym bardziej, Daj mi SPAĆ! - powiedział wyrywając mi koc, i odwrócił się plecami.
- Fascynujące... - dodałam trochę się śmiejąc.
- Tam są drzwi, nie zapomnij zamknąć. - podniósł rękę i wskazał palcem kierunek wyjścia.
- Nie na prawdę nie ma za co, mogłam Cie wczoraj zupełnie olać! Frajer jesteś...
- E e e e... O co Ci chodzi, swojego wspaniałego i przystojnego brata frajerem nazywać... ? - dodał patrząc na mnie.
- Ty nawet nic nie pamiętasz? Wczoraj totalnie schlany wbiłeś do mojego pokoju i chciałeś tam spać, więc cie ogarnęłam i zaniosłam tutaj - powiedziałam dumnie, ale z grymasem na twarzy.Założyłam ręce i oparłam się o ramę drzwi. - Więc masz u mnie dług...
Krótką rozmową rozbudziłam go, usiadł na skraju łóżka. Schował twarz w dłonie.
- Yaaaa, nie powinienem wracać do domu, no ale nie ważne... Nie jesteś zła za wczoraj?
- Nie, ale ... masz dług!
- No wiem, wiem, nieźle się mną zajęłaś... - ledwo się uśmiechnął bo zaraz złapał się za głowę, i zaczął ją masować.
- To ja mam pomysł. Idź pod prysznic i się umyj bo śmierdzisz...
- Aha, dzięki za wiadomość.... Dobra idę...
Zeszłam na dół, zrobiłam mu herbatę tak jak kazał Jake. Pięć minut później zszedł na dół był obolały, rzucił się na kanapę, włączył tv. Wzięłam jego kubek i postawiłam na stoliku do kawy.
- co to? - zapytał się mnie.
- Herbata na kaca - uśmiechnęłam się, a on zdziwiony spojrzał na mnie. Wziął łyka i dodał
- A skąd Ty takie przepisy znasz?
- Jake mi pomógł... Napisałam do niego wczoraj... znaczy dzisiaj już, co na kaca radzi...
- Uf, już myślałem, że w praktyce sprawdzałaś...
- Nie... jeszcze na to nie pora - uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi... Popatrzyłam przerażona na Matt'a z myślą, że to rodzice. Wstałam i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam, za nimi zobaczyłam Jake'a.
- Co tu robisz? - od razu przybrałam seksowną pozę. Przynajmniej wydawało mi się, że była seksowna.
- Chciałem sprawdzić czy wszystko okej... a akurat przechodziłem.
- Aha... - akurat! pewnie przyszedł tu tylko po to by mnie zobaczyć. Z tyłu wyczułam, że Matt się zbliża.
- O twój zdrajca przylazł! Po co? - krzyknął do mnie.
- Matt! - uciszyłam go - Jak widzisz wszystko jest dobrze, chciałeś coś jeszcze? - miałam nadzieję, że tak.
- Nie, raczej nie...
- No to do zobaczenia...
- Paa...

---------------------------------------------------------------------------------------
Prosze Was o jakieś pomysły na dalszy ciąg... Co się może dziać między nią a Jake;iem.. albo ogólnie, co może się stać.

wtorek, 1 maja 2012

O!

Kiedy wróciłam do domu było trochę po piętnastej. Drzwi były zamknięte, nikogo nie było w domu. Matt praktycznie nigdy tam nie gościł, a rodzice zostawili kartkę. "Wyjechaliśmy do ciotki Rosy, musimy pomóc jej z przeprowadzką, wracamy za trzy dni, Kochamy Cie, obiad załatwiasz sobie sama <3". Zauważyłam, że ostatnio mimo mojego późnego wracania do domu, mama bardzo mi ufa. Często wyjeżdżają. Zostawiają mi cały dom dla siebie. Mi to jak najbardziej pasuje.
Bez stresu, sama w domu, zrobiłam popcorn, usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać romantyczne filmy. Tak zleciało kilka krótkich godzin. Z piętnastej zrobiła się dwudziesta-pierwsza. Postanowiłam wziąć prysznic i pójść wcześniej spać.
Wzięłam ręcznik i natychmiast pobiegłam do łazienki, odkręciłam wodę i wyskoczyłam z ubrań. Zawsze gdy się myję ... niestety śpiewam, i tak było też tym razem. Wyłam na cały dom z reguły, że nikogo nie było. Byłam prawie gotowa by wyjść gdy nagle w łazience zgasło światło. Moja wyobraźnia dała mi do myślenia, niewiele myśląc wybiegłam z łazienki mając nadzieje, że to tylko żarówka się przepaliła, a, że w holu będzie już normalnie. Niestety nie miałam racji. Cały dom był w totalnym mroku. Spięłam się i zaczęłam szukać myślami gdzie zazwyczaj chowamy latarkę. Spanikowana (naga również) zbiegłam po schodach do kuchni w poszukiwaniu jakiegokolwiek źródła światła. W pewnym momencie zrozumiałam, ze nie mam przy sobie nawet ręcznika, chciałam zawrócić do łazienki i czymkolwiek się okryć ale sparaliżował mnie szmer pochodzący z przedpokoju. Szybko złapałam najbardziej odpowiednią broń (przynajmniej tak mi się wydawało na tamtą chwilę, że była odpowiednia) jaką można znaleźć w kuchni... Nie, oczywiście, że to nie był nóż, tylko patelnia. Niestety nie wpadłam na nic lepszego. Ledwo poruszałam się w stronę schodów. Gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi myślałam, że zemdleje, nie poradziłabym sobie gdyby wpadli tam jacyś złodzieje. Nogi mi zmiękły, a po całym ciele przeszedł zimny dreszcz. Zwarłam się i z krzykiem wyskoczyłam na 'przestępców'. Niestety nie był to za dobry pomysł, pomijając to, że byłam naga, to co ja - drobna dziewczyna, mogła zrobić nabitemu facetowi i to jeszcze w ciemnościach?! Kiedy rzuciłam się na owego kryminalistę z hukiem spadliśmy na podłogę. Ja leżałam na nim. Jak na złodzieja był bardzo delikatny. Przerażona zaczęłam wyszukiwać mojej broni. Usłyszałam tylko jak gość pode mną zaczął się chichotać. Uświadomiłam sobie, że goszczę w swoim domu jakiegoś psychola. Sparaliżowana zaczęłam obmyślać plan ucieczki, wszystko psuło to, że byłam naga...
Kiedy zamierzałam wstać nagle światło się zapaliło, odetchnęłam z ulgą, a potem spojrzałam się na nieproszonego gościa. Z zaskoczenia i wstydu nogi mi się załamały gdy na podłodze zobaczyłam rozbawionego Jake'a trzymającego w dłoni mój telefon. Znów na niego upadłam, nie zwracając uwagi jak bardzo mogę go skrzywdzić zarzuciłam na niego ręce by nic nie zobaczył. Wybiegłam z przedpokoju do sypialni rodziców, złapałam za pierwszy lepszy koc, i zaczęłam szukać jakiś ubrań jak na złość rodzice musieli mieć oddzielną garderobę i porządek w swoim pokoju. Usłyszałam śmiech, gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam roześmianego Jake'a.
- Wyglądasz jak burak. - wydusiłam zła i zawstydzona.
- Hahahahah, nie mogę z twoim rykiem hahaha, no przynajmniej wiem, że poradziłabyś sobie z przestępcą, bo nasza gleba była bolesna. hahah...
- No, a co miałam zrobić?! - powiedziałam oburzona, nie patrząc się na niego tylko wygrzebując koszulkę taty spod kołdry.
Chwilę nic nie mówiliśmy. Ja nadal szukałam koszulki, a Jake tylko stał zapatrzony w podłogę.
- Nawet nago wyglądasz dobrze... - dodał nadal patrząc w podłogę po czym spojrzał na moją reakcję i uśmiechnął się łobuzersko.
- Nawet nic nie mów! Proszę Cie... - machnęłam na niego ręką gdy już znalazłam koszulkę i zmierzałam wyjść z pokoju. Niestety Jakę zatrzymał mnie przed drzwiami. Stałam obok niego bardzo blisko. To okropne, że cały czas coś mnie do niego ciągnęło. Serce zaczęło bić szybciej. Był we mnie zahipnotyzowany ... ale ja przerwałam to wszystko wymykając się bokiem drzwi.
- To co Cie tutaj sprowadziło?
- Zostawiłaś telefon, jakby było to coś innego to by mogło u mnie przeleżeć ale pomyślałem, że możesz go potrzebować, np. jakby wysiadł prąd - zaśmiał się, a ja popatrzyłam na niego z poirytowaniem.
- Dziękuję, na pewno w takiej sytuacji by mi się przydał. - wywróciłam oczami.
Jake oddał mi komórkę.
- No to ja się będę zbierał ... - zawrócił do drzwi - chyba, że chcesz żebym został? - zwrócił się do mnie i popatrzył na mnie tak jak wtedy gdy byliśmy razem.
- Odprowadzę Cie... - wiedziałam, że nie mogłabym go przenocować bo mogłoby to się źle skończyć. Byłam zadowolona z własnego wyboru. Teraz zmieniłam pogląd - ostrożnie ze sprawami miłosnymi.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

no too co? ...

Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Całe moje ciało było bardzo obolałe. To nie możliwe żebym znalazła się w takim stanie tylko przez wczorajszy stres. To prawda, że jakiś czas temu źle się czułam ale nie sądziłam, że będzie aż tak tragicznie. Pokój w jakim się znajdowałam w żadnym stopniu nie przypominał mi pokoju Will'a. Przez ścianę usłyszałam jakieś głosy. Ledwo wstałam i podeszłam do drzwi, przyłożyłam ucho by posłuchać kto to, chciałam podsłuchać rozmowę, rozpoznać głos, ale jak na złość zastała cisza. Zobaczyłam tylko jak ktoś naciska na klamkę, a potem dość mocno dostałam drzwiami w nos. Od uderzenia upadłam na ziemię.
-Auć! - zmrużyłam mocno oczy i złapałam się za spuchnięty nos. Gdy otworzyłam załzawione oczka zobaczyłam przed sobą Jake'a. Był przerażony ale widziałam, że czasami chichotał pod nosem. Zła wstałam i znowu usiadłam na łóżku zakrywając gołe nogi kołdrą. Załamana rozejrzałam się po pokoju. Nie dość, że nie był to pokój Will'a to nie wyglądał też na pokój Jake'a.
- JAKE?! Gdzie jest Will!?
- Taaak, też mi miło, że Cie widzę. - ironicznie powiedział Jake wstając z podłogi.
- Gdzie ja w ogóle jestem? - spytałam oburzona i natychmiast zmarszczyłam brwi.
- I ... i ... Czemu jestem naga?!
- Nieee, na serio nie musisz mi dziękować. - ciągnął dalej.
- Jake, to nie jest śmieszne! - podniosłam głos.
- Okej, okej. To od początku, Will'a tu nie ma, rozpatrując, że jest godzina czwarta nad ranem to najprawdopodobniej leży teraz w swoim łóżeczku i słodko śpi, a i od razu chciałbym sprostować, nie jesteś naga, masz majtki i moją koszulę, stanik niestety zostałem zmuszony zdjąć, - zaśmiał się uroczo - był przemoczony, musiałem! Nie chciałem, żebyś była chora... a znajdujemy się w moim pokoju, po remoncie, no nawet mi pomagałaś malować, hah, wtedy co nas mama przyłapała. Z resztą masz teraz tą samą koszulę, którą miałaś tamtego dnia. - zatrzymał się i ciężko oddychał. Otrząsnął się, spojrzał na mnie i uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Wszystkie wspomnienia wróciły. Byliśmy tacy szczęśliwi.
- To co... dostanę stanik z powrotem?
- Hmmmmmmmmmmm, no nie wiem! Musisz zapracować.
Spojrzałam na niego morderczo ale z lekkim uśmiechem. W głowie miałam cały plan. Rzuciłam się na niego gdy tylko wyjął mój stanik i zaczął nim wymachiwać. Leżałam na nim, jedną ręką przytrzymywałam jego klatkę piersiową, a drugą próbowałam wyrwać biustonosz. Nie dałam rady gdy zaczął łaskotać mnie po brzuchu, ręce załamały mi się i skończyłam na podłodze twarzą w twarz z moim byłym chłopakiem. Momentalnie zmarniałam i podniosłam się, jednak nadal siedziałam na Jake'u. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanęła 'mama'. Zerwałam się na proste nogi.
- To nie tak jak pani myśli!
- Kate! - poprawiła mnie.
- No właśnie... my nie jesteśmy razem... - zerwał się Jake. - jesteśmy przyjaciółmi - powiedział niepewnie patrząc na mnie jak zareaguje na ten tytuł. - biliśmy się! - dodał dumny.
- Ta, jasne. Lece na dół zaraz będzie śniadanie, zostaniesz? - Kate zwróciła się do mnie,
- Umm, tak! Bardzo chętnie, jeżeli nie będę przeszkadzać - tym razem to ja patrzyłam na reakcję Jake'a. Kate wyszła z pokoju, a my oboje odetchnęliśmy z ulgą. Na obiedzie mama cały czas opowiadała historie z dzieciństwa Jake'a. Uśmiałam się bardzo, a Jake no cóż, widać, że był zawstydzony i bardzo czerwony. Wróciliśmy do jego pokoju. Usiadłam na łóżku.
- Masz gdzieś jeszcze jakieś moje rzeczy?
- Nie, to już chyba byłoby na tyle...
- No to ja się zbieram do domu...
- Dobra. Odprowadzę Cię, żebyś znowu mi nie zemdlała... heh... - zaśmiał się lekko Jake.
- Nie, ten dzień był... miły. Dojdę sama, wiesz, w końcu mam bardzo blisko.
- Do Will'a też miałaś blisko.
- Ha. Ha. Ha. No i jakoś żyje - wycwaniłam się.
- No dzięki mnie oczywiście - powiedział dumnie Jake.
Stanęło na tym, że Jake odprowadził mnie tylko do drzwi.
- No to... do widzenia Christina...
- Do widzenia, Jake. Ale... - zawahałam się - Bardzo Ci dziękuje, że się mną zaopiekowałeś i w ogóle, za wszystko. - Uśmiechnął się, a ja niepewnie musnęłam jego policzek jako znak podziękowania...

czwartek, 5 kwietnia 2012

Stracić szczęście...

Byłam bardzo szczęśliwa, Will był czuły i romantyczny. Nie naciskał na mnie tak jak Jake, uczestniczył w moim życiu, spotykał się ze mną by pogadać, a nie tylko po to by dobrać się do mnie przy pierwszej lepszej okazji. Jesteśmy razem już kilka miesięcy, Jake ograniczył nasze kontakty. Zawsze gdy proponuje spotkanie wymyśla bezsensowne wymówki, a gdy już ujrzymy się przez przypadek nie odzywa się w ogóle, odkręca głowę, unika jakiegokolwiek kontaktu ze mną. Z nikim się nie spotyka. Mike też się trochę ode mnie odwrócił, ale rozumiem go. Jake to jego przyjaciel, nie mam mu niczego za złe. Nicole nadal trwa przy mnie.
- Gotowa jesteś? - usłyszałam ciepły, zachrypnięty głos w słuchawce telefonu. Zadowolona, przeciągnęłam się ostatni raz i zsunęłam się z łóżka nadal bezsilnie trzymając komórkę w dłoni.
- Prawie... - powiedziałam patrząc się w lustro i lekko ziewając.
- No to szybko bo czekam na Ciebie... a no i musimy zrezygnować z wyjazdu... - spięłam się gdy surowy ton Will'a przeszył całe moje ciało. Wiedziałam, że on ma jakiś poważny powód, żeby tak się odzywać. Miał coś na sumieniu, a ja nie wiedziałam co myśleć. W mgnieniu oka całe moje wyobrażenie o romantycznym i spontanicznym wyjeździe nad jezioro zgasło.
Błyskawicznie odsunęłam telefon od ucha i rozłączyłam się, wrzuciłam go do torby i wbiegłam do łazienki przygotować się na to tragiczne spotkanie...
Szłam niepewnie, krok za krokiem, bałam się tego co się stanie, było tak dobrze, za dobrze! Moje życie za szybko zaczęło się układać. Gdy stanęłam przed drzwiami do domu Willa nogi mi zmiękły. Nie miałam nawet żadnych podejrzeń, a tak bardzo się przejmowałam. Ledwo oddychałam gdy drżącą ręką nacisnęłam na dzwonek. Na szczęście otworzyła mama Will'a, uwielbiałam tą kobietę, była taka pogodna, i od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a w głowie głos "Nic się nie dzieje, przesadzasz!" Uspokoiłam się momentalnie.
Opanowana zajrzałam do pokoju Will'a. Uchyliłam lekko drzwi, i chwilę go obserwowałam. Siedział na łóżku, a twarz zakrywał dłońmi. Znowu zaczęłam się stresować. Zapukałam niepewnie, a on aż podskoczył. Gdy mnie zobaczył smutno się uśmiechnął. Widziałam, że coś jest nie tak.
- No hej hej ... - powiedział, przysuwając się do mnie, nadstawiłam się by dostać powitalny pocałunek, ale Will odkręcił głowę i zwyczajnie mnie przytulił.
- Co jest? - powiedziałam stanowczym tonem i odsunęłam się od niego. Zrobiłam poważną ale też smutną minę. Westchnął głęboko.
- Nie mogę Cie oszukiwać ... Znasz Emily, prawda? Ostatnio bardzo się zapomniałem... Byłem pijany, wiesz jak alkohol działa na mnie, szczególnie w dużych ilościach... Emily też była pijana... a potem jeszcze ta nasza kłótnia, byłem zły, musiałem odreagować... Na tej imprezie... gdy Cie zostawiłem, poszedłem do Emily... no i tak jakoś się złożyło, że my ... no wiesz... my...
- Proszę Cie nie kończ! - przerwałam mu. Momentalnie przed oczami zrobiło mi się ciemno... Wiedziałam, że oni inaczej na siebie patrzyli, inaczej się do siebie odnosili, ale nigdy nie sądziłam, że Will mógłby mnie skrzywdzić. Oddychałam coraz szybciej, a serce waliło ze zdwojoną siłą. Nogi uginały się w każdej sekundzie. Poczułam jak Will podtrzymuje mnie bym nie upadła. Wziął mnie na ręce, potem położył na łóżku. Za nic nie chciałam mu wybaczać. Sucho odwróciłam się do niego plecami gdy chciał odgarnąć włosy z mojej twarzy. On zmarnowany odsunął się, zmęczonym głosem wyszeptałam.
- Will wiesz, że nie możemy być razem...
- Wiem... Przepraszam Cię, to nie miało być tak!
Podniosłam się i spojrzałam na niego. - Ale stało się... Will, nie miej mi za złe tego, że nie wrócę do Ciebie, chce żebyś wiedział, nie rób sobie nadziei...
Przytaknął. - Rozumiem... Lepiej się czujesz?
- Tak, o wiele lepiej - skłamałam. - Lepiej już pójdę... - ledwo wstałam, zachwiałam się, ale Will niczego nie zauważył. Szybkim krokiem wyszłam z jego domu, świeże powietrze wcale nie pomogło. Obraz rozdwajał mi się. Nogi ledwo stawiałam na ziemi, czułam się jakbym miała zaraz upaść. Łzy napływały mi do oczu. Zaczęło padać, co już w ogóle ograniczyło moją widoczność. Do domu Will'a nie miałam daleko, ale wtedy droga dłużyła mi się maksymalnie. W pewnym momencie kucnęłam z wyczerpania, wiedziałam, że zaraz zemdleje, więc usiadłam na chodniku, byłam przemoczona i wyziębiona. Było mi już wtedy wszystko jedno. W oddali zobaczyłam światła samochodowe, wątpiłam, że ktoś zatrzyma się przy mnie, ale samochód zahamował. Słyszałam jak ktoś otwiera i trzaska drzwiami. Czułam, że odpływam. Byłam pewna, że człowiek z samochodu to Will, nie chciałam jego pomocy, ale nie dałabym rady sama sobie poradzić. Nie miałabym nawet siły by jakkolwiek się postawić... Wyziębiona siedziałam w samochodzie, po pewnym czasie poczułam, że Will złapał moją dłoń, potrzebowałam wsparcia bo nie wiedziałam co się dzieje... Byłam mu wdzięczna, że mi pomógł... Nie miałam sił by cokolwiek powiedzieć, a chwilę potem odpłynęłam na dobre...

czwartek, 19 stycznia 2012

;)

- Zapraszam do mnie, parę osób wie, że robię najlepszą kawę w tej dzielnicy! - zaśmiał się.  Ja patrzyłam na jego ruchy, analizowałam wszystkie, nawet te na które normalny człowiek nie zwróciłby uwagi. Idąc obok niego nie zwracałam uwagi na krwawiące kolano, a co ważniejsze nie myślałam o Jake'u.                                                                        
- To tutaj. - powiedział wskazując na mały, dwupiętrowy domek, ogrodzony białym płotkiem. Dach był szary, a w ogrodzie rosło wiele kwiatów. Ogólnie robił wrażenie.
- Wow, ładnie tu masz - powiedziałam mierząc wzrokiem całą posiadłość, od bramy wjazdowej po małą, porcelanową, schowaną w krzakach figurkę.
- To wszystko zasługa mojej mamy. Ona ... - zatrzymał się na chwilę i westchnął - ona po stracie taty, trochę się nudziła. No to wzięła sie za dom. -  powiedział ze smutnym uśmiechem.
- Teraz jej nie ma, nie bój się. - zaśmiał się i wyciągnął pęk klucz z tylnej kieszeni spodni. Otworzył drzwi, wpuścił mnie pierwszą, dom w środku robił jeszcze większe wrażenie. Tak samo jak na dworze dużo miejsca zajmowały rośliny, a pokoje były rozpromienione przez światło wpadające z zewnątrz. Czułam się swobodnie przez panujący tam nastrój. Opatrzył moje kolano,  a ranę zawinął bandażem. Weszliśmy do kuchni, on opowiadał mi różnie, śmieszne, prawdziwe ale i też bolesne dla niego wspomnienia, przy tym cały czas kombinując coś z naszą zaplanowaną kawą.
- No to skończone. - stwierdził zadowolony wskazując na dwa kubki wypełnione boskim napojem. - Nasłuchałaś się o mnie, a ja nadal nic o Tobie nie wiem. Gdzie mieszkasz, daleko?
- Umm, szczerze to nie wiem. - odpowiedziałam grzecznie.                                                   
- Ahaaa, no to trochę choore... - powiedział poważnie.
- Hah, nie, że nie wiem gdzie mieszkam, bo wiem, tylko nie wiem jak daleko, gdy biegałam, nie za bardzo zwracałam uwagę na trasę jaką wybieram... Nawet nie wiem gdzie jestem.
- Uff, no to dobrze, że trafiłaś na mnie - powiedział rozpromieniony, a ja znów zaśmiałam się z jego lekko egoistycznej gadki.                                                                             
- No to może, chodźmy na górę tam na spokojnie pogadamy. - zgodziłam się, wtedy czułam jakbym znała go od zawsze. Rozumiał mnie jak Matt i dokładnie wiedział czego mi trzeba. Zaprowadził mnie do swojego pokoju.                                                                        
- To jedyne miejsce w tym domy, którego moja matka nie ruszyła, nie ugiąłem się - powiedział dumnie. Uśmiechnęłam się, pokój wyglądał w miarę... schludnie, ale zawsze był to 'pokój chłopaka'.
- No to 'ja' ... dużo nie można powiedzieć. Sporo bolesnych i nieprzyjemnych wspomnień, związanych z miłością - westchnęłam ze smutnym uśmiechem. - mieszkam z rodzicami, mam starszego brata; Matt'a, no i co tu więcej mówić...                                                                                   
- No na pewno możesz coś opowiedzieć - zapewniał mnie, ja wiedziałam, że moje życie jest dość ciekawe i wiele się dzieje, ale te sprawy na pewno nie należały do tych, które mogłabym opowiedzieć pierwszemu lepszemu poznanemu na ulicy chłopakowi.

<DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ>

W życiu bardzo dobrze mi się układało, "pogodziłam" się z Jake'em, bardzo zbliżyłam z William'em. Przez parę incydentów z Vanessą i Jake'em wspólnie (ja i Jake) postanowiliśmy, że zrobimy sobie przerwę, pożyjemy oddzielnie, a dalej zobaczymy jak to wyjdzie.
- Will! Spóźnimy się! Chodź szybko! - krzyczałam do niego przez cały dom.                     
- Już schodzę. - upewniał mnie zbiegając po schodach. - Zazwyczaj to chłopak czeka na dziewczynę - powiedziałam czule, poprawiając jego kołnierzyk w kraciastej koszuli. Uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi. Gdy byliśmy już na miejscu zaczęłam się stresować.
- Przecież ja tam nikogo nie znam! Nie polubią mnie, a ja wgl nie odnajdę się w tym towarzystwie! - narzekałam zmartwiona.
- Idziesz jako moja osoba towarzysząca, na pewno Cie zaakceptują, a jak nie, w co wątpię, to nadal masz mnie. - Will starał się mnie pocieszyć, ale moje zdenerwowanie wcale nie malało. Weszliśmy do klubu, wyglądał na dość drogi i luksusowy, przestrzeń była duża, ale każdy kąt był przepełniony ludźmi, podobno cały lokal był wynajmowany więc wszyscy się znali. Znaleźliby się też pewnie jacyś "intruzi" ale nieliczni. Przez pierwsze pół godziny Will nie odstępował mnie na krok, ale potem został zgarnięty przez swoich kumpli, niby mnie przedstawił itp, ale a i tak zostałam wydziedziczona z 'paczki'. Pomimo moich obaw dobrze bawiłam się wśród innych jego znajomych. Tańczyłam do upadłego. Poszłam po drinka. Gdy wyszukiwałam wzrokiem Will'a on był już nieźle wstawiony.  Traciłam zapał i chęci do odszukiwania go i niańczenia przez następne godziny imprezy.
Zmęczona usiadłam przy barze sączyłam jednego taniego i marnego drinka. Kilka chwil później obok mnie usiadł Will. Był już ogarnięty i w miarę trzeźwy,  wydawałoby się, że on tylko przy kumplach udaje takiego upitego.
- I jak się bawisz? - spytałam pierwsza.                                                                                            
- Dobrze, - powiedział spokojnie, ale jednak próbował przebić się głosem przez głośną muzykę.
- a Ty? - dodał, zaciekawiony.                                                                                            
- Nie narzekam. - odpowiedziałam i znów zamoczyłam usta w drinku. Po krótkiej gadaninie zaprosił mnie do tańca, zgodziłam się. Miałam w końcu jakieś zobowiązania będąc jego 'osobą towarzyszącą'. Nie zauważyłam nawet gdy Will zniknął w tłumie, a ja tańczyłam już z kimś innym. Trochę speszona, przerwałam moje małe szaleństwo i zaczęłam rozglądać się za Will'em. Nigdzie w klubie go nie znalazłam więc poszłam sprawdzić na dworze. Gdy wyszłam, zobaczyłam go, siedział na zimnym chodniku podpierając głowę na rękach. Była noc, a z nieba padał lekki deszcz, ledwo podchodząc do niego w szpilkach uklęknęłam obok.
- Co tam? - powiedziałam zadowolona. - Za dużo ... ludzi, dźwięków.

- ... alkoholu! - dokończyłam za niego.
- ... to też - uśmiechnął się nietrwale. Zapadła cisza, siedzieliśmy na ziemi, zapatrzeni w przejeżdżające samochody i czasami zerkając kątem oka na siebie nawzajem.                        
- Czemu nie powiedziałeś, że chcesz wyjść? - odezwałam się niepewnie pierwsza. Chwilę nic nie mówił tylko podniósł głowę i patrzył przed siebie uśmiechnięty.                           
- Jednak znalazłaś sobie towarzystwo, co? - powiedział.
- Eh, przepraszam, nawet nie zauważyłam kiedy zniknąłeś...
- ... "nie zauważyłaś kiedy Cie zgarnęli" - poprawił mnie z kwaśną miną.
- Umm, że co? - zaśmiałam się zdziwiona.
- Ha! Ty na serio nie zauważyłaś. - zaśmiał się z lepszą miną, co w mgnieniu oka rozluźniło atmosferę.
- Ci kolesie, co obok nas tam tańczyli, to w pewnym momencie zabrali Cie do siebie mnie zostawiając z tyłu, a jak widziałem Tobie to nie przeszkadzało.
- Hah, a co zazdrosny jesteś? - spytałam podejrzliwie unosząc znacząco brwi.
- Nooo... może troszeczkę... - dodał zadowolony, po czym zakrył uśmiechniętą twarz dłońmi. Zobaczyłam w jego odpowiedzi trochę kłamstwa, serio mu zależało i był cholernie zazdrosny. Podobało mi się to, bo ja czułam do niego coś podobnego.
- A tak szczerze, to ja nawet nie wiem, że coś takiego miało miejsce, po prostu w pewnym momencie się ocknęłam, i zobaczyłam, że Cie nie ma. No to poszłam Cie szukać.
- Uff, na szczęście, bo jakby któryś Ci się spodobał to wiesz... pod nóż go! - zażartował, a ja wybuchnęłam śmiechem. Oparłam głowę na jego ramieniu i objęłam je rękoma lekko je masując. Westchnęłam i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.                                         
- Przydałoby się wrócić do domu... - zasugerował po chwili. Zatrzymał taksówkę, wszystko z nim było jak z filmu, niespodziewane poznanie, kawa jako znak odwdzięczenia, impreza zakończona sukcesem, i wspólny powrót taksówką... Pojechaliśmy pod mój dom, otworzyłam drzwi samochodu i gdy już postawiłam jedną nogę na ziemi Will złapał moją rękę.
- Odprowadzę Cię, jestem Ci to winien. - Uśmiechnęłam się słodko. Stanęliśmy pod furtką. I tu? Kolejna filmowa scena. Błądziłam wzrokiem po wszystkich zakątkach świata by tylko nie spojrzeć w jego, szklane, ciemno brązowe oczy skierowane w moją stronę. W końcu przysunął się i lekko złapał moją dłoń. Delikatnie musnął mój policzek, a potem usta. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego. Pożegnał mnie jeszcze słodkim buziakiem w usta, nic nie mówił, tak samo jak ja. Pod drzwi odprowadził mnie wzrokiem. Zamknęłam za sobą drzwi i pobiegłam do pokoju, dopadłam do okna, wyjrzałam i widziałam jak Will odjeżdża taksówką. Z jednej strony byłam szczęśliwa, ale z drugiej zła na siebie, że tak szybko się z nim związałam, że w ogóle tak szybko zmieniam partnerów...

wtorek, 17 stycznia 2012

ehhh!

- Zatrzymaj samochód! - wykrzyknęłam po chwili zastanowienia. Nie mogłam zostawić go w jakiejś zapuszczonej wsi. Zmarnowana, trochę zła, że ugięłam się, żeby mu pomóc, otworzyłam drzwi, wysiadłam i zaraz je zatrzasnęłam. Matt siedział oszołomiony i robił wszystko o co prosiłam. "Zostań, zaraz wracam", "Zatrzymał samochód!" "Jedź!" ...
Jake siedział oparty o murek, a jego super-maszyna; motor, leżał w błocie. Popatrzyłam zdziwiona. On nie zauważył mnie na początku dopiero gdy podniósł głowę zobaczył, że zmierzam w jego stronę.
- Chodź do samochodu, Matt Cie podwiezie, a po motor wrócimy jak najszybciej... - powiedziałam, patrząc na niego czule, a złość powoli omijała moją osobę.
- I co, mam go rzucić w krzaki i zostawić? Nie masz nawet pojęcia ile on kosztował! - podkreślił niemile koniec zdania. Byłam oszołomiona, sama ugięłam się by mu pomóc, a on nawet nie potrafi się zachować.
- Okej, więc wlecz się z nim pod pachą, SAM! przez pół miasta! - powiedziałam z wyrzutem i szybko odwróciłam się na piecie. Moim postanowieniem na tamte minuty było; wsiądź, odjedź, nie przejmuj się nim! Wiedziałam, że tak się nie stanie.
- Yhh... Czemu, ja jestem taki głupi!? - usłyszałam ciche narzekanie Jake'a, ale jego głos był przyćmiony.
- Christinaa... - przeciągnął zmarnowany. - Przepraszam Cie, wybaczysz? - lekko popatrzyłam do tyłu, był cały brudny od błota i trawy. Tak to jest jak się ciągnie jakiś tam; motor, przez las. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem ale zachowałam kamienną twarz. Znów zaczęłam iść w stronę samochodu.
- Czyli mam rozumieć, że twoja propozycja nadal aktualna? - szepnął, z nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
- Wsiadaj. - powiedziałam tuż przed zamknięciem drzwi. W lusterku widziałam jego ukrytą, małą euforię. Uśmiechnęłam się ale potem przypomniałam sobie, że mam obok siebie Matt'a. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Patrzył się, cały czas.
- Idzie?
Mimowolnie, w ciągu jednej sekundy moja mina zmieniła się z zadowolonej w niezależną. Wzruszyłam ramionami i tym razem już zaczęłam rozglądać się po wsi.
Było pięknie, wyobrażałam sobie jak cudownie musi tu być w dzień. Jednak moje rozkminy przerwał zmachany Jake.
- Dzięki Christina - powiedział zadowolony, a gdy mój brat odwrócił się do tyłu dodał trochę zgaszony
- dzięki Matt...
- No, i tak ma być! - wyszczerzył się pouczająco Matt, myśląc, że za każdym razem daje mi wzór do naśladowania, a ja wiedziałam, że on zrobił więcej okropnych rzeczy wciągu tygodnia, niż ja w ciągu całego roku. Jechaliśmy jakieś pół godziny, panowała martwa cisza, nikt nic nie mówił, wszyscy się bali nawet burknąć pod nosem. Odstawiliśmy Jake'a pod bramą jego domu, jeszcze raz dziękował a ja po prostu machnęłam na niego ręką. Wciąż byłam zła. Może nawet nie miałam za co, bo on nie miał na to wpływu, ale to wszystko działo się pod wpływem emocji. A to, że panicznie boję się ciemności, jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.
Do domu weszłam na nic nie zwracając uwagi, szepnęłam słówko do rodziców, że jestem itp. Wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w pokoju. Analizowałam całą sprawę i doszłam do wniosku, że Jake trafił z niespodzianką i w ogóle. Kocham motory, a to było bardzo romantyczne. To co się stało w tym ciemnym lesie nie było jego winą. Czując skruchę za te wszystkie słowa, wyjęłam telefon z torby i mało myśląc wykręciłam numer Jake'a. Zajęte... Przez głowę przeleciało mi milion myśli. "Odpuścił sobie, i gada z jakąś laską!" ... "Po co ja do niego dzwonie, niech jakaś dziewczyna go pociesza." ... Byłam pewna, że w tym momencie umawia się na kolejne żałosne spotkanie. Załamana rzuciłam się zła na łóżko, i wtuliłam twarz w poduszkę. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...

================== Jake ==================
Gdy Matt odstawił mnie pod dom, byłem zdziwiony nagłym nastawieniem Christiny. Miło, że się przełamała i chciała pomóc. Zacząłem myśleć nad tym co się stało, powiedziałam o trochę słów za dużo. Wchodząc do pokoju natychmiast wyciągnąłem telefon i zamierzając wyskoczyć z przeprosinami usłyszałem szybkie pikanie - numer zajęty. Pewnie wyżala się teraz jakiemuś lansowi... Próbowałem ponownie, nadal nic. Odpuściłem... Po co ja się będę starał skoro a i tak nie mam szans.

================= Christina =================
Gdy się obudziłam na dworze było już jasno. Wstałam i szybko narzuciłam na siebie nowe ubrania. Spojrzałam na zegarek była piąta rano, postanowiłam iść pobiegać, odreagować, i zapomnieć o Jake'u. Więc wybrałam jakieś leginsy, i bluzę. Wychodząc zgarnęłam jeszcze słuchawki z szafki.
Było zimno, ale idealnie na biegi.
Zasypując swoją głowę milionami myśli biegłam przed siebie, zahipnotyzowana w ziemię przyśpieszałam coraz szybciej i szybciej. Momentalnie kontem oka zauważyłam "przeszkodę" tuż przede mną, nerwowo podniosłam głowę ale nie starczyło mi już czasu na usunięcie się z trasy innego biegacza. Zderzyliśmy się, na szczęście ani on ani ja nie upadliśmy. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam przestraszonego Jake'a, wyjmującego słuchawki z uszu. Popatrzył na mnie i zgasł, podobnie jak i ja. Nic nie mówiąc, oboje w tym samym czasie odwróciliśmy się zmarnowali i powróciliśmy do biegu.
Minęliśmy się tak obojętnie, że następne pół godziny biegania, dręczyło mnie jakieś kolejne milion pytań bez odpowiedzi. "Czemu? Dlaczego? Po co? ..."
Nie wiele myśląc na temat trasy jaką wybieram znalazłam się w nieznajomym mi w ogóle miejscu. Przestraszona wyjęłam słuchawki a mp3 schowałam do kieszeni. Znów zaczęłam biec, bo od tak nie wrócę do domu, tym razem skupiłam się na trasie, próbowałam znaleźć znajomą mi okolicę ale przy tym jeszcze bardziej się pogrążałam.
Odwróciłam się by zobaczyć czy przypadkiem nie mam kogo zapytać o drogę. Niestety los mi nie sprzyjał nie dość, że nikogo nie było, to znów zderzyłam się z jakimś chłopakiem. Tym razem to ja skończyłam na chodniku. On rozkojarzony w mgnieniu oka spojrzał na mnie, i zaraz upadł na kolana pomagając mi wstać.
- Nic Ci nie zrobiłem? - powiedział patrząc mi w oczy - O rany, przepraszam - dodał gdy zauważył, że z mojego kolana sączy się krew. - Aj, głupi ja, to moja wina, wybacz... - mówił dalej przestraszony.
- Nie no coś Ty, to moja wina, powinnam patrzeć gdzie biegnę...
- Ja również! - dodał załamany, a ja uśmiechnęłam się skromnie. Nagle gdy przestałam przejmować się kolanem, spojrzałam na niego, był wyższy ode mnie, był mega przystojny, miał bardzo ciemne brązowe oczy, i czekoladowe, kręcone, lekko pofalowane, dłuższe włosy. Uśmiech miał przecudowny, chociaż w tamtej chwili rzadko widniał na jego twarzy. Nie słuchając jego wyjaśnień przyglądałam mu się zaciekawiona. Był bardzo w moim typie, i w podobnym wieku.
- Ahh, gdzie moje maniery; William! - zaśmiał się i burknął, a ja oszołomiona przebudziłam się z rozmyśleń.
- Słucham? - zapytałam zgaszona, po chwili zastanowienia ujrzałam wystawioną rękę z jego strony jako znak poznania, momentalnie zaczerwieniłam się, jak mogłam nie ogarnąć, że on po prostu się przedstawia.
- Przepraszam! - zaśmiałam się pod nosem - Christina! - dodałam podając swoją dłoń. Kiwnął głową, a ja znów się uśmiechnęłam.
- Z kolanem widzę nie najlepiej... - powiedział nachylając się nad moją nogą.
Zapatrzona w jego ruchy, znów podskoczyłam/
- Umm, co mówiłeś? - upewniłam się...
- Hah, chyba trochę za mocno Cie uderzyłem co? - zażartował uśmiechnięty.
- Może to zbyt filmowe, ale jakoś chcę się odwdzięczyć... Może kawa? ^^ - zaproponował, a ja niewiele myśląc zgodziłam się natychmiastowo.