czwartek, 19 stycznia 2012

;)

- Zapraszam do mnie, parę osób wie, że robię najlepszą kawę w tej dzielnicy! - zaśmiał się.  Ja patrzyłam na jego ruchy, analizowałam wszystkie, nawet te na które normalny człowiek nie zwróciłby uwagi. Idąc obok niego nie zwracałam uwagi na krwawiące kolano, a co ważniejsze nie myślałam o Jake'u.                                                                        
- To tutaj. - powiedział wskazując na mały, dwupiętrowy domek, ogrodzony białym płotkiem. Dach był szary, a w ogrodzie rosło wiele kwiatów. Ogólnie robił wrażenie.
- Wow, ładnie tu masz - powiedziałam mierząc wzrokiem całą posiadłość, od bramy wjazdowej po małą, porcelanową, schowaną w krzakach figurkę.
- To wszystko zasługa mojej mamy. Ona ... - zatrzymał się na chwilę i westchnął - ona po stracie taty, trochę się nudziła. No to wzięła sie za dom. -  powiedział ze smutnym uśmiechem.
- Teraz jej nie ma, nie bój się. - zaśmiał się i wyciągnął pęk klucz z tylnej kieszeni spodni. Otworzył drzwi, wpuścił mnie pierwszą, dom w środku robił jeszcze większe wrażenie. Tak samo jak na dworze dużo miejsca zajmowały rośliny, a pokoje były rozpromienione przez światło wpadające z zewnątrz. Czułam się swobodnie przez panujący tam nastrój. Opatrzył moje kolano,  a ranę zawinął bandażem. Weszliśmy do kuchni, on opowiadał mi różnie, śmieszne, prawdziwe ale i też bolesne dla niego wspomnienia, przy tym cały czas kombinując coś z naszą zaplanowaną kawą.
- No to skończone. - stwierdził zadowolony wskazując na dwa kubki wypełnione boskim napojem. - Nasłuchałaś się o mnie, a ja nadal nic o Tobie nie wiem. Gdzie mieszkasz, daleko?
- Umm, szczerze to nie wiem. - odpowiedziałam grzecznie.                                                   
- Ahaaa, no to trochę choore... - powiedział poważnie.
- Hah, nie, że nie wiem gdzie mieszkam, bo wiem, tylko nie wiem jak daleko, gdy biegałam, nie za bardzo zwracałam uwagę na trasę jaką wybieram... Nawet nie wiem gdzie jestem.
- Uff, no to dobrze, że trafiłaś na mnie - powiedział rozpromieniony, a ja znów zaśmiałam się z jego lekko egoistycznej gadki.                                                                             
- No to może, chodźmy na górę tam na spokojnie pogadamy. - zgodziłam się, wtedy czułam jakbym znała go od zawsze. Rozumiał mnie jak Matt i dokładnie wiedział czego mi trzeba. Zaprowadził mnie do swojego pokoju.                                                                        
- To jedyne miejsce w tym domy, którego moja matka nie ruszyła, nie ugiąłem się - powiedział dumnie. Uśmiechnęłam się, pokój wyglądał w miarę... schludnie, ale zawsze był to 'pokój chłopaka'.
- No to 'ja' ... dużo nie można powiedzieć. Sporo bolesnych i nieprzyjemnych wspomnień, związanych z miłością - westchnęłam ze smutnym uśmiechem. - mieszkam z rodzicami, mam starszego brata; Matt'a, no i co tu więcej mówić...                                                                                   
- No na pewno możesz coś opowiedzieć - zapewniał mnie, ja wiedziałam, że moje życie jest dość ciekawe i wiele się dzieje, ale te sprawy na pewno nie należały do tych, które mogłabym opowiedzieć pierwszemu lepszemu poznanemu na ulicy chłopakowi.

<DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ>

W życiu bardzo dobrze mi się układało, "pogodziłam" się z Jake'em, bardzo zbliżyłam z William'em. Przez parę incydentów z Vanessą i Jake'em wspólnie (ja i Jake) postanowiliśmy, że zrobimy sobie przerwę, pożyjemy oddzielnie, a dalej zobaczymy jak to wyjdzie.
- Will! Spóźnimy się! Chodź szybko! - krzyczałam do niego przez cały dom.                     
- Już schodzę. - upewniał mnie zbiegając po schodach. - Zazwyczaj to chłopak czeka na dziewczynę - powiedziałam czule, poprawiając jego kołnierzyk w kraciastej koszuli. Uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi. Gdy byliśmy już na miejscu zaczęłam się stresować.
- Przecież ja tam nikogo nie znam! Nie polubią mnie, a ja wgl nie odnajdę się w tym towarzystwie! - narzekałam zmartwiona.
- Idziesz jako moja osoba towarzysząca, na pewno Cie zaakceptują, a jak nie, w co wątpię, to nadal masz mnie. - Will starał się mnie pocieszyć, ale moje zdenerwowanie wcale nie malało. Weszliśmy do klubu, wyglądał na dość drogi i luksusowy, przestrzeń była duża, ale każdy kąt był przepełniony ludźmi, podobno cały lokal był wynajmowany więc wszyscy się znali. Znaleźliby się też pewnie jacyś "intruzi" ale nieliczni. Przez pierwsze pół godziny Will nie odstępował mnie na krok, ale potem został zgarnięty przez swoich kumpli, niby mnie przedstawił itp, ale a i tak zostałam wydziedziczona z 'paczki'. Pomimo moich obaw dobrze bawiłam się wśród innych jego znajomych. Tańczyłam do upadłego. Poszłam po drinka. Gdy wyszukiwałam wzrokiem Will'a on był już nieźle wstawiony.  Traciłam zapał i chęci do odszukiwania go i niańczenia przez następne godziny imprezy.
Zmęczona usiadłam przy barze sączyłam jednego taniego i marnego drinka. Kilka chwil później obok mnie usiadł Will. Był już ogarnięty i w miarę trzeźwy,  wydawałoby się, że on tylko przy kumplach udaje takiego upitego.
- I jak się bawisz? - spytałam pierwsza.                                                                                            
- Dobrze, - powiedział spokojnie, ale jednak próbował przebić się głosem przez głośną muzykę.
- a Ty? - dodał, zaciekawiony.                                                                                            
- Nie narzekam. - odpowiedziałam i znów zamoczyłam usta w drinku. Po krótkiej gadaninie zaprosił mnie do tańca, zgodziłam się. Miałam w końcu jakieś zobowiązania będąc jego 'osobą towarzyszącą'. Nie zauważyłam nawet gdy Will zniknął w tłumie, a ja tańczyłam już z kimś innym. Trochę speszona, przerwałam moje małe szaleństwo i zaczęłam rozglądać się za Will'em. Nigdzie w klubie go nie znalazłam więc poszłam sprawdzić na dworze. Gdy wyszłam, zobaczyłam go, siedział na zimnym chodniku podpierając głowę na rękach. Była noc, a z nieba padał lekki deszcz, ledwo podchodząc do niego w szpilkach uklęknęłam obok.
- Co tam? - powiedziałam zadowolona. - Za dużo ... ludzi, dźwięków.

- ... alkoholu! - dokończyłam za niego.
- ... to też - uśmiechnął się nietrwale. Zapadła cisza, siedzieliśmy na ziemi, zapatrzeni w przejeżdżające samochody i czasami zerkając kątem oka na siebie nawzajem.                        
- Czemu nie powiedziałeś, że chcesz wyjść? - odezwałam się niepewnie pierwsza. Chwilę nic nie mówił tylko podniósł głowę i patrzył przed siebie uśmiechnięty.                           
- Jednak znalazłaś sobie towarzystwo, co? - powiedział.
- Eh, przepraszam, nawet nie zauważyłam kiedy zniknąłeś...
- ... "nie zauważyłaś kiedy Cie zgarnęli" - poprawił mnie z kwaśną miną.
- Umm, że co? - zaśmiałam się zdziwiona.
- Ha! Ty na serio nie zauważyłaś. - zaśmiał się z lepszą miną, co w mgnieniu oka rozluźniło atmosferę.
- Ci kolesie, co obok nas tam tańczyli, to w pewnym momencie zabrali Cie do siebie mnie zostawiając z tyłu, a jak widziałem Tobie to nie przeszkadzało.
- Hah, a co zazdrosny jesteś? - spytałam podejrzliwie unosząc znacząco brwi.
- Nooo... może troszeczkę... - dodał zadowolony, po czym zakrył uśmiechniętą twarz dłońmi. Zobaczyłam w jego odpowiedzi trochę kłamstwa, serio mu zależało i był cholernie zazdrosny. Podobało mi się to, bo ja czułam do niego coś podobnego.
- A tak szczerze, to ja nawet nie wiem, że coś takiego miało miejsce, po prostu w pewnym momencie się ocknęłam, i zobaczyłam, że Cie nie ma. No to poszłam Cie szukać.
- Uff, na szczęście, bo jakby któryś Ci się spodobał to wiesz... pod nóż go! - zażartował, a ja wybuchnęłam śmiechem. Oparłam głowę na jego ramieniu i objęłam je rękoma lekko je masując. Westchnęłam i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.                                         
- Przydałoby się wrócić do domu... - zasugerował po chwili. Zatrzymał taksówkę, wszystko z nim było jak z filmu, niespodziewane poznanie, kawa jako znak odwdzięczenia, impreza zakończona sukcesem, i wspólny powrót taksówką... Pojechaliśmy pod mój dom, otworzyłam drzwi samochodu i gdy już postawiłam jedną nogę na ziemi Will złapał moją rękę.
- Odprowadzę Cię, jestem Ci to winien. - Uśmiechnęłam się słodko. Stanęliśmy pod furtką. I tu? Kolejna filmowa scena. Błądziłam wzrokiem po wszystkich zakątkach świata by tylko nie spojrzeć w jego, szklane, ciemno brązowe oczy skierowane w moją stronę. W końcu przysunął się i lekko złapał moją dłoń. Delikatnie musnął mój policzek, a potem usta. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego. Pożegnał mnie jeszcze słodkim buziakiem w usta, nic nie mówił, tak samo jak ja. Pod drzwi odprowadził mnie wzrokiem. Zamknęłam za sobą drzwi i pobiegłam do pokoju, dopadłam do okna, wyjrzałam i widziałam jak Will odjeżdża taksówką. Z jednej strony byłam szczęśliwa, ale z drugiej zła na siebie, że tak szybko się z nim związałam, że w ogóle tak szybko zmieniam partnerów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz