piątek, 17 sierpnia 2012

Zjazd.

- Christina? - usłyszałam ciepły, męski głos po drugiej stronie słuchawki. Pociągnęłam zmarnowana nosem, próbując się uspokoić.
- Płaczesz?!
- y.. nie. - skłamałam.
- Gdzie jesteś?
- Um... nie wiem. - zażartowałam.
- Jak to nie wiesz?! Opisz co widzisz, przyjdę po Ciebie! - nie sądziłam, że aż tak się przejmnie.
- Nie, Jake, spokojnie, wiem gdzie jestem, jestem w parku chciałam Cie tylko nastraszyć - ciągnęłam słabym głosem.
- Udało Ci się... Ale zaraz ... przecież leje! Co Ty robisz sama, w taką pogodę w parku?!
- siedzę? - zaśmiałam się.
- Zabawne. - rozłączył się. Fajnie.. jedyna osoba, która poprawiła mi humor zapewne się obraziła. Było mi już strasznie zimno, ale nie chciałam wrócić do domu, po za tym postanowiłam sobie coś! Podciągnęłam nogi do piersi i wtuliłam głowię. Deszcz nie przestawał padać...


- Długo tu tak siedzisz? - spojrzałam się, Jake siedział obok mnie.
- A Ty? - zapytałam rozbawiona.
- Chwilę tak, zdążyłem zmoknąć. - uśmiechnął się. Byliśmy jedynymi ludźmi w parku, oboje zmarznięci, oboje mokrzy.    
- Jaki jest powód, że tu siedzimy? - zapytał poważnie.
- Hm, Ty jesteś głupi, a ja ... w domu nie chce siedzieć. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- A co się dzieje? 
- Możemy o tym nie rozmawiać, to taka zwyczajna głupota...
- Skoro głupota to chyba możesz... - popatrzył na mnie, łzy napłynęły mi do oczu.
- Okej! Zmiana tematu. - powiedział stanowczo, a ja uśmiechnęłam się słabo. Odwzajemnił uśmiech. Byłam pewna, że Jake wiedział o co chodzi, zawsze wiedział.
- A tak wgl to mam sprawę do Ciebie... - nerwowo podrapał się po karku.
- Słucham uważnie. - poprawiłam się zaciekawiona.
- Bo tak myślę, że jesteś jedyną osobą, której ufam w tak dużym stopniu, i nadajesz się do tej sytuacji znakomicie. Po za tym nie masz ochoty siedzieć w domu... Tylko, że to kłopotliwa sytuacja. I dla mnie i dla Ciebie.
- Mów dalej. - powiedziałam poważnie, a z każdym spojrzeniem w jego stronę humor mi się poprawiał.
- Może to nie najlepsze miejsce i czas na to... Ale może zechciałabyś pojechać, nad morze, do mojej rodziny, oderwać się od ... tego wszystkiego.
- O! Naprawdę mogłabym?
- Jasne, to żaden problem bo właściwie to ja Cię proszę żebyś ze mną pojechała... Ale jest haczyk... moja rodzina czepia się, że nie mam dziewczyny...no i może to okropnie głupio zabrzmi ale... mogłabyś ją poudawać na ten czas?


- Gotowa?
- Jak najbardziej - uśmiechnęłam się słodko. Mama nie była przekonana co do mojego wyjazdu bo ciągle nie wyjaśniła się ta sprawa z Emily. Ale ja postawiłam na swoim i udało mi się ją namówić. Podróż przebiegła szybko i bezboleśnie, większość czasu przespałam albo przegadałam z Jake'iem. Opowiedziałam mu to co dzieje się w domu.

- Jesteśmy... - Jake westchnął i otworzył przede mną furtkę. Ogrodzenie było niskie, a dom przecudowny, dość duży, biały, szary dach... oddalony o 50 metrów od morza.
- Jacob! - usłyszałam ciepły ale słaby, nieco zachrypnięty głos kobiety. Jak się okazało należał do przeuroczej staruszki - babci Jake'a.
- Jacob! Nareszcie jesteś! - rzuciła się na wnuczka. Ujęła jego głowę w ręce i posłała mu tysiące całusów. Kiedy Jake tylko uwolnił się od niej, do razu zwrócił się do mnie.
- Babciu. To jest Christina, moja dziewczyna. - ujął mnie za rękę i przysunął bliżej. Wysunęłam dłoń w stronę staruszki.
- Oh, gdzie moje maniery! Mam na imię Mary... - zdziwiona popatrzyła na dłoń, wyminęła ją i przywitała mnie czułym uściskiem. Roześmiałam się zaskoczona i spojrzałam na niepewnego Jake'a. Uspokoiłam go wzrokiem.
- Dobrze, więc... zapraszam do środka. - razem z Mary i Jake'iem udaliśmy się do budynku. W domu było mnóstwo ludzi, wszyscy to rodzina Jake. Zostałam przedstawiona chyba z milion razy. Wszyscy byli pogodnie nastawieni. Dochodził wieczór, a rodziny powoli zbierały się do wyjścia.
- Mogłabym w czymś pomóc? - w kuchni znajdowała się tylko mama Jake'a - Kate.
- Nie, teraz zostało mi tylko zmywanie, dużo pomogłaś - uśmiechnęła się słodko. Skinęłam głową.

W domu zostaliśmy już tylko my - ja, Jake, Kate, Mary i Tom (dziadek Jake'a). Weszłam do salonu, siedzieli tam wszyscy i rozmawiali.
- Jesteście pewnie bardzo zmęczeni - odezwała się Mary.
- To była długa podróż, to ja śpię u siebie, a Christina... gdzie? - zapytał Jake.
- Oh! Bez przesady, nie jestem aż tak okropna, wy, młodzi, zakochani, powinniście dzielić ze sobą łóżko.
Kate głośno się zaśmiała. Prawdopodobnie przypomniała sobie jak kilkakrotnie przyłapała mnie z Jake'iem. Westchnęłam.
- Nie chce robić problemów - powiedziałam pierwsza.
- Ależ nie! Pokój na Was czeka, dobranoc. - babcia Jake'a wskazała na schody.


Weszliśmy do pokoju.
- Wow, a więc to tu dorastałeś. - powiedziałam zafascynowana.
- Ta. - w pewnej chwili dojrzałam zdjęcie wiszące na ścianie. - Czy to Ty?! - podbiegłam rozbawiona i wzięłam ramkę w dłonie.
- Jaki słodziutki! - wymruczałam słodko, i przycisnęłam fotografię do piersi.
- Żaden słodziutki! Byłem gruby... i tyle. - powiedział poważnie, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Oh, coś dzisiaj wszystko Cię śmieszy... - westchnął czule.
- A czemu nie? To był udany dzień, wiele się działo, poznałam Twoją rodzinę..




- Kładź się, jak wszyscy pójdą spać ja zejdę i prześpię się na kanapie. - wykrzywiłam się.
- Chyba sobie żartujesz! - zaśmiałam się. - Ja lecę przebrać się do łazienki, a Ty tu, i nie musisz spać na kanapie, jakoś zniosę Twoją obecność! - powiedziałam z sarkazmem. Zaśmiał się uroczo, dawno nie widziałam jak się śmieje.

Kiedy przebierałam się w łazience zrozumiałam, że piżama jaką wybrałam na tą wycieczkę nie była najodpowiedniejsza, nie pod względem wygody czy czegoś w tym stylu, ale zwykła męska koszulka, która ledwo zakrywała pupę nie była najlepszym wyjściem na noc z byłym chłopakiem. Wyszłam niepewnie z łazienki. Jake miał bokserki i t-shirt. No nie powiem, wyglądał ... seksownie!
- Wow... - westchnął.
- Żadne 'wow' tylko marsz do łóżka - zaśmiałam się.
- Nie tylko, ta koszulka ... - Aaa. Wiedziałam, że nie będzie dobrym wariantem i zwróci jego uwagę... chociaż w sumie, może gdzieś głęboko o to mi właśnie chodziło.
- Tak wiem, jest trochę za krótka, przepraszam.. - przerwałam mu, a on natychmiastowo wybuchnął śmiechem.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie chodziło mi o to, a nawet jeśli to nie powinnaś przepraszać. Chciałem powiedzieć, że ta koszulka jest w pewnym sensie moja. - wzruszył ramionami. Spojrzałam się w dół i przyglądałam nadrukowi. Skąd ja ją mam... - zastanawiałam się.
- Dałem Ci ją gdy pojechaliśmy pod namiot i zapomniałaś piżamy. - Ops! Ale wtopa.
- Y... serio nie wiedziałam, znaczy teraz pamiętam - uśmiechnęłam się słodko i popatrzyłam na niego znacząco. Oboje myśleliśmy o tym co działo się tamtego wyjazdu. Były to jednak same dobre wspomnienia.
- Dobra koniec tego, kładziemy się spać! - zarządził. Po cichu przebiegłam od drzwi do łóżka i szybko wskoczyłam pod kołdrę.
- Trochę małe to łóżko. - powiedziałam. Jake usiadł na skraju.
- Mogę spać na kanapie! - powiedział prawie gotowy do wyjścia.
- Nie! No coś Ty, to twój dom, twój pokój i twoje łóżko. Wskakuj i idziemy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz