wtorek, 17 stycznia 2012

ehhh!

- Zatrzymaj samochód! - wykrzyknęłam po chwili zastanowienia. Nie mogłam zostawić go w jakiejś zapuszczonej wsi. Zmarnowana, trochę zła, że ugięłam się, żeby mu pomóc, otworzyłam drzwi, wysiadłam i zaraz je zatrzasnęłam. Matt siedział oszołomiony i robił wszystko o co prosiłam. "Zostań, zaraz wracam", "Zatrzymał samochód!" "Jedź!" ...
Jake siedział oparty o murek, a jego super-maszyna; motor, leżał w błocie. Popatrzyłam zdziwiona. On nie zauważył mnie na początku dopiero gdy podniósł głowę zobaczył, że zmierzam w jego stronę.
- Chodź do samochodu, Matt Cie podwiezie, a po motor wrócimy jak najszybciej... - powiedziałam, patrząc na niego czule, a złość powoli omijała moją osobę.
- I co, mam go rzucić w krzaki i zostawić? Nie masz nawet pojęcia ile on kosztował! - podkreślił niemile koniec zdania. Byłam oszołomiona, sama ugięłam się by mu pomóc, a on nawet nie potrafi się zachować.
- Okej, więc wlecz się z nim pod pachą, SAM! przez pół miasta! - powiedziałam z wyrzutem i szybko odwróciłam się na piecie. Moim postanowieniem na tamte minuty było; wsiądź, odjedź, nie przejmuj się nim! Wiedziałam, że tak się nie stanie.
- Yhh... Czemu, ja jestem taki głupi!? - usłyszałam ciche narzekanie Jake'a, ale jego głos był przyćmiony.
- Christinaa... - przeciągnął zmarnowany. - Przepraszam Cie, wybaczysz? - lekko popatrzyłam do tyłu, był cały brudny od błota i trawy. Tak to jest jak się ciągnie jakiś tam; motor, przez las. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem ale zachowałam kamienną twarz. Znów zaczęłam iść w stronę samochodu.
- Czyli mam rozumieć, że twoja propozycja nadal aktualna? - szepnął, z nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
- Wsiadaj. - powiedziałam tuż przed zamknięciem drzwi. W lusterku widziałam jego ukrytą, małą euforię. Uśmiechnęłam się ale potem przypomniałam sobie, że mam obok siebie Matt'a. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Patrzył się, cały czas.
- Idzie?
Mimowolnie, w ciągu jednej sekundy moja mina zmieniła się z zadowolonej w niezależną. Wzruszyłam ramionami i tym razem już zaczęłam rozglądać się po wsi.
Było pięknie, wyobrażałam sobie jak cudownie musi tu być w dzień. Jednak moje rozkminy przerwał zmachany Jake.
- Dzięki Christina - powiedział zadowolony, a gdy mój brat odwrócił się do tyłu dodał trochę zgaszony
- dzięki Matt...
- No, i tak ma być! - wyszczerzył się pouczająco Matt, myśląc, że za każdym razem daje mi wzór do naśladowania, a ja wiedziałam, że on zrobił więcej okropnych rzeczy wciągu tygodnia, niż ja w ciągu całego roku. Jechaliśmy jakieś pół godziny, panowała martwa cisza, nikt nic nie mówił, wszyscy się bali nawet burknąć pod nosem. Odstawiliśmy Jake'a pod bramą jego domu, jeszcze raz dziękował a ja po prostu machnęłam na niego ręką. Wciąż byłam zła. Może nawet nie miałam za co, bo on nie miał na to wpływu, ale to wszystko działo się pod wpływem emocji. A to, że panicznie boję się ciemności, jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.
Do domu weszłam na nic nie zwracając uwagi, szepnęłam słówko do rodziców, że jestem itp. Wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w pokoju. Analizowałam całą sprawę i doszłam do wniosku, że Jake trafił z niespodzianką i w ogóle. Kocham motory, a to było bardzo romantyczne. To co się stało w tym ciemnym lesie nie było jego winą. Czując skruchę za te wszystkie słowa, wyjęłam telefon z torby i mało myśląc wykręciłam numer Jake'a. Zajęte... Przez głowę przeleciało mi milion myśli. "Odpuścił sobie, i gada z jakąś laską!" ... "Po co ja do niego dzwonie, niech jakaś dziewczyna go pociesza." ... Byłam pewna, że w tym momencie umawia się na kolejne żałosne spotkanie. Załamana rzuciłam się zła na łóżko, i wtuliłam twarz w poduszkę. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...

================== Jake ==================
Gdy Matt odstawił mnie pod dom, byłem zdziwiony nagłym nastawieniem Christiny. Miło, że się przełamała i chciała pomóc. Zacząłem myśleć nad tym co się stało, powiedziałam o trochę słów za dużo. Wchodząc do pokoju natychmiast wyciągnąłem telefon i zamierzając wyskoczyć z przeprosinami usłyszałem szybkie pikanie - numer zajęty. Pewnie wyżala się teraz jakiemuś lansowi... Próbowałem ponownie, nadal nic. Odpuściłem... Po co ja się będę starał skoro a i tak nie mam szans.

================= Christina =================
Gdy się obudziłam na dworze było już jasno. Wstałam i szybko narzuciłam na siebie nowe ubrania. Spojrzałam na zegarek była piąta rano, postanowiłam iść pobiegać, odreagować, i zapomnieć o Jake'u. Więc wybrałam jakieś leginsy, i bluzę. Wychodząc zgarnęłam jeszcze słuchawki z szafki.
Było zimno, ale idealnie na biegi.
Zasypując swoją głowę milionami myśli biegłam przed siebie, zahipnotyzowana w ziemię przyśpieszałam coraz szybciej i szybciej. Momentalnie kontem oka zauważyłam "przeszkodę" tuż przede mną, nerwowo podniosłam głowę ale nie starczyło mi już czasu na usunięcie się z trasy innego biegacza. Zderzyliśmy się, na szczęście ani on ani ja nie upadliśmy. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam przestraszonego Jake'a, wyjmującego słuchawki z uszu. Popatrzył na mnie i zgasł, podobnie jak i ja. Nic nie mówiąc, oboje w tym samym czasie odwróciliśmy się zmarnowali i powróciliśmy do biegu.
Minęliśmy się tak obojętnie, że następne pół godziny biegania, dręczyło mnie jakieś kolejne milion pytań bez odpowiedzi. "Czemu? Dlaczego? Po co? ..."
Nie wiele myśląc na temat trasy jaką wybieram znalazłam się w nieznajomym mi w ogóle miejscu. Przestraszona wyjęłam słuchawki a mp3 schowałam do kieszeni. Znów zaczęłam biec, bo od tak nie wrócę do domu, tym razem skupiłam się na trasie, próbowałam znaleźć znajomą mi okolicę ale przy tym jeszcze bardziej się pogrążałam.
Odwróciłam się by zobaczyć czy przypadkiem nie mam kogo zapytać o drogę. Niestety los mi nie sprzyjał nie dość, że nikogo nie było, to znów zderzyłam się z jakimś chłopakiem. Tym razem to ja skończyłam na chodniku. On rozkojarzony w mgnieniu oka spojrzał na mnie, i zaraz upadł na kolana pomagając mi wstać.
- Nic Ci nie zrobiłem? - powiedział patrząc mi w oczy - O rany, przepraszam - dodał gdy zauważył, że z mojego kolana sączy się krew. - Aj, głupi ja, to moja wina, wybacz... - mówił dalej przestraszony.
- Nie no coś Ty, to moja wina, powinnam patrzeć gdzie biegnę...
- Ja również! - dodał załamany, a ja uśmiechnęłam się skromnie. Nagle gdy przestałam przejmować się kolanem, spojrzałam na niego, był wyższy ode mnie, był mega przystojny, miał bardzo ciemne brązowe oczy, i czekoladowe, kręcone, lekko pofalowane, dłuższe włosy. Uśmiech miał przecudowny, chociaż w tamtej chwili rzadko widniał na jego twarzy. Nie słuchając jego wyjaśnień przyglądałam mu się zaciekawiona. Był bardzo w moim typie, i w podobnym wieku.
- Ahh, gdzie moje maniery; William! - zaśmiał się i burknął, a ja oszołomiona przebudziłam się z rozmyśleń.
- Słucham? - zapytałam zgaszona, po chwili zastanowienia ujrzałam wystawioną rękę z jego strony jako znak poznania, momentalnie zaczerwieniłam się, jak mogłam nie ogarnąć, że on po prostu się przedstawia.
- Przepraszam! - zaśmiałam się pod nosem - Christina! - dodałam podając swoją dłoń. Kiwnął głową, a ja znów się uśmiechnęłam.
- Z kolanem widzę nie najlepiej... - powiedział nachylając się nad moją nogą.
Zapatrzona w jego ruchy, znów podskoczyłam/
- Umm, co mówiłeś? - upewniłam się...
- Hah, chyba trochę za mocno Cie uderzyłem co? - zażartował uśmiechnięty.
- Może to zbyt filmowe, ale jakoś chcę się odwdzięczyć... Może kawa? ^^ - zaproponował, a ja niewiele myśląc zgodziłam się natychmiastowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz