wtorek, 29 maja 2012

Jak to?!

- ... jego stan się pogarsza... - usłyszałam przerażony głos Mike'a ... westchnął głęboko - jak chcesz to przyjeżdżaj, nie wiadomo jak to będzie... - przez chwilę nie wiedziałam jak się zachować, bo co ja mam powiedzieć?!, łzy napłynęły mi do oczu po czym powoli spłynęły po policzkach.
- Tak... - otrząsnęłam się - zaraz tam będę. - Rozłączyłam się, stałam bez czynnie zapatrzona w jeden punkt... nie mogłam powstrzymać szlochu. Chwilę po tym szybko wybiegłam z domu. Padało. Pobiegłam na przystanek... Cała ta sytuacja rozbroiła mnie emocjonalnie ... Krok za krokiem coraz więcej myśli pojawiało się w mojej głowie... Co będzie jak nie zdążę? ... Co jakiś czas wycierałam mokre policzki... rozmazując przy tym makijaż. Wsiadłam w odpowiedni autobus... Zdezorientowana nerwowo zaciskałam dłonie. Rozglądałam się czy aby na pewno dobrze jadę... co chwilę zaglądałam do telefonu, sprawdzić czy może Mike się czegoś dowiedział i może napisał do mnie... nie dostawałam żadnych sms'ów. Rozejrzałam się po autobusie, wszyscy ludzie patrzyli na mnie przerażeni... Cała morka, zapłakana... Ale w tamtym momencie mnie to nie obchodziło... W końcu dojechałam do szpitala, biegłam przez korytarz zaglądając do każdej z sal, nigdzie go nie było... Myślałam o najgorszym ... Przy recepcji stał jakiś lekarz. Szybkim krokiem podeszłam do niego... i zapytałam:
- Przepraszam, - mówiłam drżącym głosem - wie pan gdzie leży Jake Torres?
- Tak, sala numer 15, tuż za rogiem...
- Dziękuję... - powiedziałam marnie, i zaczęłam iść w wskazaną mi stronę...
- Ale zaraz! - dodał lekarz - pani z rodziny?! - nie zwracałam na niego uwagi.
Gdy weszłam do sali, zamurowało mnie. Zobaczyłam siedzącego przerażonego Mike'a, obok niego Nicole...
- no nareszcie jesteś! - powiedział Mike gdy tylko mnie zobaczył. Mama Jake'a zapłakana siedziała obok nieprzytomnego syna, odwróciła się i popatrzyła na mnie z bólem w oczach. Tuż za mną wparował doktor. Chciał mnie wyprowadzić ale Mike machnął ręką żeby mnie zostawił, że wszyscy się zgadzają żebym tam była.. Lekarz wyszedł, a ja spojrzałam na Jake'a... Jeszcze bardziej przestraszona zaczęłam płakać... Kate wstała i mocno mnie przytuliła... Obie nie dawałyśmy sobie z tym rady, zrozumiałam, że Jake jest dla mnie kimś bardzo ważnym... tak samo jak dla Kate. Zapłakana patrzyłam na Jake, a mama nie puszczała mnie ani na chwilę.
- Przepraszam - szepnęła Nicole... - Proszę Pani może wróci pani do domu, jest pani bardzo zmęczona i zestresowana... mogłabym pani pomóc wrócić do domu... ja i Mike... teraz a i tak pani w niczym nie pomoże... zrobiła pani co ...
- Kate. Nie mów do mnie pani... - przerwała jej.
- ... zrobiłaś już wystarczająco dużo... - ciągnęła dalej - A Christina zostanie z nim teraz i dobrze się nim zaopiekuje...
- Wiem, że da sobie radę - powiedziała Kate patrząc na mnie ze łzami w oczach... widać było, że jest zmęczona i powoli nie daje już rady...
 Po pewnym czasie cała ich trójka wyszła. Zostałam sama...
Usiadłam na taborecie tuż przy łóżku Jake'a. Mocno westchnęłam ... "Śpiączka ... ile to będzie trwało... jak on będzie się czuł jak się wybudzi" myślałam cały czas... Po pewnym czasie zasnęłam... Obudził mnie doktor, było jakoś tak trochę po drugiej w nocy.
- Jak się śpi? Nie lepiej wrócić do domu...
- nieee.. - powiedziałam zaspanym głosem.
- Jak z nim? - zapytałam gdy dr. Anderson spojrzał w niego kartę.
- Jego stan się polepszył... jest stabilny. - odpowiedział, po czym skierował się do wyjścia, cofnął się położył rękę na moim ramieniu - Będzie dobrze... - zapewniał mnie. Budziłam się w nocy jeszcze po kilka razy, bo wydawało mi się, że poruszył dłonią. Cały czas trzymałam go za rękę...
W końcu nadszedł ranek. Otworzyłam oczy, jednak nadal nie czułam żadnych ruchów. Przeraziło mnie to... Znowu zaczęłam płakać... przez to, że było bardzo wcześnie, cicho... w miarę ciemno szybko popadłam w histerię... Łzy spływały jedna za drugą.  Zaczęłam szlochać w materac...
- hey... - usłyszałam słaby i marny głos... Szybko podniosłam głowę, i spojrzałam na niego zapłakanymi oczami... słabo się uśmiechnęłam, a on próbował zrobić to samo ale ledwo otwierał oczy.
- Jake... - mówiłam przez płacz, ale z lekkim uśmiechem na ustach... - zawołam lekarza! - dodałam po chwili zastanowienia, jednak on złapał moją rękę...
- nie... nie odchodź... proszę - oddychał ciężko. - nie potrzebny mi lekarz...
Z powrotem usiadłam na stołku i popatrzyłam na niego. Widząc jego stan znowu zaczęłam mocno płakać... Nie miał siły nawet żeby na mnie spojrzeć...
- ciii... - przyłożył mi palec do ust, a ja zaśmiałam się... - nie płacz... - wyszeptał, delikatnie głaszcząc mój mokry od łez policzek...
- Będzie dobrze, zobaczysz - powiedziałam gdy zobaczyłam, że powoli odpływa...

----------------------------------------------------------------------------------------
jejku... ja nie wiem co ja wgl robię w jej życiu, same tragedie się dzieją xD <3 no nic, mam nadzieję, że to ktoś czyta... :c

czwartek, 3 maja 2012

ohoh Matt....

Przez całą noc nie mogłam zasnąć, nawet na chwilkę. Cały czas myślałam, co tam na prawdę widział itp. Po prostu było mi wstyd, i jeszcze to moje wojownicze nastawienie... Co ja bym pomyślała o takiej osobie? Haha, bez komentarza. W sumie była to też pozytywna przygoda.
Leżałam, patrząc w sufit i co chwila chichotałam gdy tylko przypominałam sobie tamten wieczór. Zamknęłam oczy na moment i zaczęłam przysypiać.
- Chris... - obudził mnie głos Matt'a.
- Maat !!! - Krzyknęłam zła bo tylko minutę dłużej i nie dałoby się mnie obudzić.
- Czego chcesz? Po za tym nie mów do mnie Chris ... - kontynuowałam, zauważyłam, że jest spity, zatacza się, i uśmiech nie schodzi mu z twarzy, wywróciłam oczami. - Co chcesz powiedzieć?! - nie wytrzymałam gdy zaczął się jąkać.
- Że jestem... - powiedział śmiejąc się pod nosem.
- Niesamowite! I dlatego musiałeś mnie budzić?! - wyrwałam kołdrę na której siedział, zakryłam głowę i odwróciłam się do niego plecami.
- i Ty mówisz, że jesteś odpowiedzialny... - szepnęłam do siebie. Matt usłyszał i jeszcze bardziej zaczął się śmiać - Zabawna jesteś... - ciągnął dalej.
- Spać idź! - rozkazałam mu. Matt wstał, zdjął buty i zaczął ładować się do mojego łóżka.
- Ale do SIEBIE!!! - podniosłam się i wskazałam na drzwi. On zaczął mnie uciszać i położył się obok, tuląc mnie do swojej klatki piersiowej.
- Jezu. Co Ty piłeś?! ... Bleeh, okropnie śmierdzisz!
- Wcale nie... To Ty. - mówił zachrypniętym i zaspanym głosem.
- No jeszcze czego?! Wynocha! Teraz na pewno nie śpisz ze mną!!! - Wyrwałam mu się, usiadłam i zdjęłam z niego kołdrę. Nie zareagował więc zaczęłam spychać jego ciężkie sadło, znaczy jak on to mówi "same mięśnie". Ręce nie dały rady więc wywinęłam się i zwaliłam go nogami. Wtedy wstał i zaczął się na mnie dziwnie gapić.
- ... Jesteś najfajniejszą siostrą na świecie... - zdziwiłam się i popatrzyłam na niego jak na idiotę, nigdy mi nic takiego nie powiedział, ale ja nadal miałam w sobie swój charakter więc dodałam - No wiem... Kto by dał sobie z tobą radę! Tylko ja...
Wzięłam go 'pod ramię' i zaprowadziłam do jego łóżka. Zdjęłam przesączony alkoholem t-shirt i przykryłam Matt'a kocem. Padł w jednej sekundzie. Ja wróciłam do łóżka, niestety ta cała sytuacja mnie rozbudziła, nadal byłam zmęczona ale nie mogłam zasnąć...
Po 10:00 rano strasznie nudziło mi się w pokoju więc zeszłam na dół zrobić sobie coś do jedzenia... Po drodze jednak zajrzałam do Matt'a. Wiedziałam, że będzie miał kaca, a ja niedokładnie wiedziałam co zrobić. Chciałam podtrzymać mój status 'najlepszej siostry na świecie', więc napisałam krótkiego sms'a do Jake'a.
"Jakieś pomysły na kaca?"
Od razu otrzymałam odpowiedź: "A co imprezka była?". Wszystko mu wytłumaczyłam kolejną już trochę dłuższą wiadomością. Odłożyłam telefon i zajrzałam do lodówki, chwilę później usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
- Halo?
- No siemanko... - usłyszałam głos Jake'a - To co. Matt się schlał i nawet nie jest w stanie mówić?
- Nie wiem jak na razie śpi, i pewnie jeszcze długo się nie podniesie... A chciałam mu jakoś pomóc.
- To miło - uśmiechnęłam się, znowu rozmawialiśmy tak jak kiedyś, bez żadnych kłótni.
- Wiem, genialne ze mnie dziecko, i jakie dobroduszne.
- I wojownicze... - zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami.
- No to co ja mogę zrobić? - przerwałam nabijanie się ze mnie. - Uznałam, że Ty będziesz wiedział...
- Ha. Ha. Wcale taki obeznany to nie jestem ale na kaca coś tam umiem poradzić, na początek każ mu się wykąpać, wanna albo prysznic, odświeży go to, a potem zrób mu gorącą herbatę z cytryną, dużo cytryny, no i cukru też dużo... będzie już w stanie sam zadecydować...
- Dzięki, no to idę go ocknąć, pomocny jesteś. - zaśmiałam się i nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się.
Włączyłam wodę na herbatę, i pobiegłam na górę, nie mógł zmarnować tego dnia, szczególnie, że byliśmy sami, bez rodziców. Może wreszcie zrobilibyśmy coś razem. Szybkim krokiem weszłam do jego pokoju. Nawet się nie poruszył. Rozsunęłam zasłony, do pomieszczenia wpadło światło rażąc jego spuchnięte oczy. Jęknął i zarzucił na siebie koc. Oburzona praktycznym brakiem reakcji, wyrwałam mu koc, zasłonił oczy, a ja zdumiona walnęłam go w plecy.
- Boże, mamo, daj mi spać!
- Mamo?! - wybuchnęłam śmiechem, a on aż podskoczył i zdziwiony patrzył na mnie. Podrapał się po głowie i zmrużonymi oczami błądził po pokoju.
- No to tym bardziej, Daj mi SPAĆ! - powiedział wyrywając mi koc, i odwrócił się plecami.
- Fascynujące... - dodałam trochę się śmiejąc.
- Tam są drzwi, nie zapomnij zamknąć. - podniósł rękę i wskazał palcem kierunek wyjścia.
- Nie na prawdę nie ma za co, mogłam Cie wczoraj zupełnie olać! Frajer jesteś...
- E e e e... O co Ci chodzi, swojego wspaniałego i przystojnego brata frajerem nazywać... ? - dodał patrząc na mnie.
- Ty nawet nic nie pamiętasz? Wczoraj totalnie schlany wbiłeś do mojego pokoju i chciałeś tam spać, więc cie ogarnęłam i zaniosłam tutaj - powiedziałam dumnie, ale z grymasem na twarzy.Założyłam ręce i oparłam się o ramę drzwi. - Więc masz u mnie dług...
Krótką rozmową rozbudziłam go, usiadł na skraju łóżka. Schował twarz w dłonie.
- Yaaaa, nie powinienem wracać do domu, no ale nie ważne... Nie jesteś zła za wczoraj?
- Nie, ale ... masz dług!
- No wiem, wiem, nieźle się mną zajęłaś... - ledwo się uśmiechnął bo zaraz złapał się za głowę, i zaczął ją masować.
- To ja mam pomysł. Idź pod prysznic i się umyj bo śmierdzisz...
- Aha, dzięki za wiadomość.... Dobra idę...
Zeszłam na dół, zrobiłam mu herbatę tak jak kazał Jake. Pięć minut później zszedł na dół był obolały, rzucił się na kanapę, włączył tv. Wzięłam jego kubek i postawiłam na stoliku do kawy.
- co to? - zapytał się mnie.
- Herbata na kaca - uśmiechnęłam się, a on zdziwiony spojrzał na mnie. Wziął łyka i dodał
- A skąd Ty takie przepisy znasz?
- Jake mi pomógł... Napisałam do niego wczoraj... znaczy dzisiaj już, co na kaca radzi...
- Uf, już myślałem, że w praktyce sprawdzałaś...
- Nie... jeszcze na to nie pora - uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi... Popatrzyłam przerażona na Matt'a z myślą, że to rodzice. Wstałam i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam, za nimi zobaczyłam Jake'a.
- Co tu robisz? - od razu przybrałam seksowną pozę. Przynajmniej wydawało mi się, że była seksowna.
- Chciałem sprawdzić czy wszystko okej... a akurat przechodziłem.
- Aha... - akurat! pewnie przyszedł tu tylko po to by mnie zobaczyć. Z tyłu wyczułam, że Matt się zbliża.
- O twój zdrajca przylazł! Po co? - krzyknął do mnie.
- Matt! - uciszyłam go - Jak widzisz wszystko jest dobrze, chciałeś coś jeszcze? - miałam nadzieję, że tak.
- Nie, raczej nie...
- No to do zobaczenia...
- Paa...

---------------------------------------------------------------------------------------
Prosze Was o jakieś pomysły na dalszy ciąg... Co się może dziać między nią a Jake;iem.. albo ogólnie, co może się stać.

wtorek, 1 maja 2012

O!

Kiedy wróciłam do domu było trochę po piętnastej. Drzwi były zamknięte, nikogo nie było w domu. Matt praktycznie nigdy tam nie gościł, a rodzice zostawili kartkę. "Wyjechaliśmy do ciotki Rosy, musimy pomóc jej z przeprowadzką, wracamy za trzy dni, Kochamy Cie, obiad załatwiasz sobie sama <3". Zauważyłam, że ostatnio mimo mojego późnego wracania do domu, mama bardzo mi ufa. Często wyjeżdżają. Zostawiają mi cały dom dla siebie. Mi to jak najbardziej pasuje.
Bez stresu, sama w domu, zrobiłam popcorn, usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać romantyczne filmy. Tak zleciało kilka krótkich godzin. Z piętnastej zrobiła się dwudziesta-pierwsza. Postanowiłam wziąć prysznic i pójść wcześniej spać.
Wzięłam ręcznik i natychmiast pobiegłam do łazienki, odkręciłam wodę i wyskoczyłam z ubrań. Zawsze gdy się myję ... niestety śpiewam, i tak było też tym razem. Wyłam na cały dom z reguły, że nikogo nie było. Byłam prawie gotowa by wyjść gdy nagle w łazience zgasło światło. Moja wyobraźnia dała mi do myślenia, niewiele myśląc wybiegłam z łazienki mając nadzieje, że to tylko żarówka się przepaliła, a, że w holu będzie już normalnie. Niestety nie miałam racji. Cały dom był w totalnym mroku. Spięłam się i zaczęłam szukać myślami gdzie zazwyczaj chowamy latarkę. Spanikowana (naga również) zbiegłam po schodach do kuchni w poszukiwaniu jakiegokolwiek źródła światła. W pewnym momencie zrozumiałam, ze nie mam przy sobie nawet ręcznika, chciałam zawrócić do łazienki i czymkolwiek się okryć ale sparaliżował mnie szmer pochodzący z przedpokoju. Szybko złapałam najbardziej odpowiednią broń (przynajmniej tak mi się wydawało na tamtą chwilę, że była odpowiednia) jaką można znaleźć w kuchni... Nie, oczywiście, że to nie był nóż, tylko patelnia. Niestety nie wpadłam na nic lepszego. Ledwo poruszałam się w stronę schodów. Gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi myślałam, że zemdleje, nie poradziłabym sobie gdyby wpadli tam jacyś złodzieje. Nogi mi zmiękły, a po całym ciele przeszedł zimny dreszcz. Zwarłam się i z krzykiem wyskoczyłam na 'przestępców'. Niestety nie był to za dobry pomysł, pomijając to, że byłam naga, to co ja - drobna dziewczyna, mogła zrobić nabitemu facetowi i to jeszcze w ciemnościach?! Kiedy rzuciłam się na owego kryminalistę z hukiem spadliśmy na podłogę. Ja leżałam na nim. Jak na złodzieja był bardzo delikatny. Przerażona zaczęłam wyszukiwać mojej broni. Usłyszałam tylko jak gość pode mną zaczął się chichotać. Uświadomiłam sobie, że goszczę w swoim domu jakiegoś psychola. Sparaliżowana zaczęłam obmyślać plan ucieczki, wszystko psuło to, że byłam naga...
Kiedy zamierzałam wstać nagle światło się zapaliło, odetchnęłam z ulgą, a potem spojrzałam się na nieproszonego gościa. Z zaskoczenia i wstydu nogi mi się załamały gdy na podłodze zobaczyłam rozbawionego Jake'a trzymającego w dłoni mój telefon. Znów na niego upadłam, nie zwracając uwagi jak bardzo mogę go skrzywdzić zarzuciłam na niego ręce by nic nie zobaczył. Wybiegłam z przedpokoju do sypialni rodziców, złapałam za pierwszy lepszy koc, i zaczęłam szukać jakiś ubrań jak na złość rodzice musieli mieć oddzielną garderobę i porządek w swoim pokoju. Usłyszałam śmiech, gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam roześmianego Jake'a.
- Wyglądasz jak burak. - wydusiłam zła i zawstydzona.
- Hahahahah, nie mogę z twoim rykiem hahaha, no przynajmniej wiem, że poradziłabyś sobie z przestępcą, bo nasza gleba była bolesna. hahah...
- No, a co miałam zrobić?! - powiedziałam oburzona, nie patrząc się na niego tylko wygrzebując koszulkę taty spod kołdry.
Chwilę nic nie mówiliśmy. Ja nadal szukałam koszulki, a Jake tylko stał zapatrzony w podłogę.
- Nawet nago wyglądasz dobrze... - dodał nadal patrząc w podłogę po czym spojrzał na moją reakcję i uśmiechnął się łobuzersko.
- Nawet nic nie mów! Proszę Cie... - machnęłam na niego ręką gdy już znalazłam koszulkę i zmierzałam wyjść z pokoju. Niestety Jakę zatrzymał mnie przed drzwiami. Stałam obok niego bardzo blisko. To okropne, że cały czas coś mnie do niego ciągnęło. Serce zaczęło bić szybciej. Był we mnie zahipnotyzowany ... ale ja przerwałam to wszystko wymykając się bokiem drzwi.
- To co Cie tutaj sprowadziło?
- Zostawiłaś telefon, jakby było to coś innego to by mogło u mnie przeleżeć ale pomyślałem, że możesz go potrzebować, np. jakby wysiadł prąd - zaśmiał się, a ja popatrzyłam na niego z poirytowaniem.
- Dziękuję, na pewno w takiej sytuacji by mi się przydał. - wywróciłam oczami.
Jake oddał mi komórkę.
- No to ja się będę zbierał ... - zawrócił do drzwi - chyba, że chcesz żebym został? - zwrócił się do mnie i popatrzył na mnie tak jak wtedy gdy byliśmy razem.
- Odprowadzę Cie... - wiedziałam, że nie mogłabym go przenocować bo mogłoby to się źle skończyć. Byłam zadowolona z własnego wyboru. Teraz zmieniłam pogląd - ostrożnie ze sprawami miłosnymi.