czwartek, 19 stycznia 2012

;)

- Zapraszam do mnie, parę osób wie, że robię najlepszą kawę w tej dzielnicy! - zaśmiał się.  Ja patrzyłam na jego ruchy, analizowałam wszystkie, nawet te na które normalny człowiek nie zwróciłby uwagi. Idąc obok niego nie zwracałam uwagi na krwawiące kolano, a co ważniejsze nie myślałam o Jake'u.                                                                        
- To tutaj. - powiedział wskazując na mały, dwupiętrowy domek, ogrodzony białym płotkiem. Dach był szary, a w ogrodzie rosło wiele kwiatów. Ogólnie robił wrażenie.
- Wow, ładnie tu masz - powiedziałam mierząc wzrokiem całą posiadłość, od bramy wjazdowej po małą, porcelanową, schowaną w krzakach figurkę.
- To wszystko zasługa mojej mamy. Ona ... - zatrzymał się na chwilę i westchnął - ona po stracie taty, trochę się nudziła. No to wzięła sie za dom. -  powiedział ze smutnym uśmiechem.
- Teraz jej nie ma, nie bój się. - zaśmiał się i wyciągnął pęk klucz z tylnej kieszeni spodni. Otworzył drzwi, wpuścił mnie pierwszą, dom w środku robił jeszcze większe wrażenie. Tak samo jak na dworze dużo miejsca zajmowały rośliny, a pokoje były rozpromienione przez światło wpadające z zewnątrz. Czułam się swobodnie przez panujący tam nastrój. Opatrzył moje kolano,  a ranę zawinął bandażem. Weszliśmy do kuchni, on opowiadał mi różnie, śmieszne, prawdziwe ale i też bolesne dla niego wspomnienia, przy tym cały czas kombinując coś z naszą zaplanowaną kawą.
- No to skończone. - stwierdził zadowolony wskazując na dwa kubki wypełnione boskim napojem. - Nasłuchałaś się o mnie, a ja nadal nic o Tobie nie wiem. Gdzie mieszkasz, daleko?
- Umm, szczerze to nie wiem. - odpowiedziałam grzecznie.                                                   
- Ahaaa, no to trochę choore... - powiedział poważnie.
- Hah, nie, że nie wiem gdzie mieszkam, bo wiem, tylko nie wiem jak daleko, gdy biegałam, nie za bardzo zwracałam uwagę na trasę jaką wybieram... Nawet nie wiem gdzie jestem.
- Uff, no to dobrze, że trafiłaś na mnie - powiedział rozpromieniony, a ja znów zaśmiałam się z jego lekko egoistycznej gadki.                                                                             
- No to może, chodźmy na górę tam na spokojnie pogadamy. - zgodziłam się, wtedy czułam jakbym znała go od zawsze. Rozumiał mnie jak Matt i dokładnie wiedział czego mi trzeba. Zaprowadził mnie do swojego pokoju.                                                                        
- To jedyne miejsce w tym domy, którego moja matka nie ruszyła, nie ugiąłem się - powiedział dumnie. Uśmiechnęłam się, pokój wyglądał w miarę... schludnie, ale zawsze był to 'pokój chłopaka'.
- No to 'ja' ... dużo nie można powiedzieć. Sporo bolesnych i nieprzyjemnych wspomnień, związanych z miłością - westchnęłam ze smutnym uśmiechem. - mieszkam z rodzicami, mam starszego brata; Matt'a, no i co tu więcej mówić...                                                                                   
- No na pewno możesz coś opowiedzieć - zapewniał mnie, ja wiedziałam, że moje życie jest dość ciekawe i wiele się dzieje, ale te sprawy na pewno nie należały do tych, które mogłabym opowiedzieć pierwszemu lepszemu poznanemu na ulicy chłopakowi.

<DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ>

W życiu bardzo dobrze mi się układało, "pogodziłam" się z Jake'em, bardzo zbliżyłam z William'em. Przez parę incydentów z Vanessą i Jake'em wspólnie (ja i Jake) postanowiliśmy, że zrobimy sobie przerwę, pożyjemy oddzielnie, a dalej zobaczymy jak to wyjdzie.
- Will! Spóźnimy się! Chodź szybko! - krzyczałam do niego przez cały dom.                     
- Już schodzę. - upewniał mnie zbiegając po schodach. - Zazwyczaj to chłopak czeka na dziewczynę - powiedziałam czule, poprawiając jego kołnierzyk w kraciastej koszuli. Uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi. Gdy byliśmy już na miejscu zaczęłam się stresować.
- Przecież ja tam nikogo nie znam! Nie polubią mnie, a ja wgl nie odnajdę się w tym towarzystwie! - narzekałam zmartwiona.
- Idziesz jako moja osoba towarzysząca, na pewno Cie zaakceptują, a jak nie, w co wątpię, to nadal masz mnie. - Will starał się mnie pocieszyć, ale moje zdenerwowanie wcale nie malało. Weszliśmy do klubu, wyglądał na dość drogi i luksusowy, przestrzeń była duża, ale każdy kąt był przepełniony ludźmi, podobno cały lokal był wynajmowany więc wszyscy się znali. Znaleźliby się też pewnie jacyś "intruzi" ale nieliczni. Przez pierwsze pół godziny Will nie odstępował mnie na krok, ale potem został zgarnięty przez swoich kumpli, niby mnie przedstawił itp, ale a i tak zostałam wydziedziczona z 'paczki'. Pomimo moich obaw dobrze bawiłam się wśród innych jego znajomych. Tańczyłam do upadłego. Poszłam po drinka. Gdy wyszukiwałam wzrokiem Will'a on był już nieźle wstawiony.  Traciłam zapał i chęci do odszukiwania go i niańczenia przez następne godziny imprezy.
Zmęczona usiadłam przy barze sączyłam jednego taniego i marnego drinka. Kilka chwil później obok mnie usiadł Will. Był już ogarnięty i w miarę trzeźwy,  wydawałoby się, że on tylko przy kumplach udaje takiego upitego.
- I jak się bawisz? - spytałam pierwsza.                                                                                            
- Dobrze, - powiedział spokojnie, ale jednak próbował przebić się głosem przez głośną muzykę.
- a Ty? - dodał, zaciekawiony.                                                                                            
- Nie narzekam. - odpowiedziałam i znów zamoczyłam usta w drinku. Po krótkiej gadaninie zaprosił mnie do tańca, zgodziłam się. Miałam w końcu jakieś zobowiązania będąc jego 'osobą towarzyszącą'. Nie zauważyłam nawet gdy Will zniknął w tłumie, a ja tańczyłam już z kimś innym. Trochę speszona, przerwałam moje małe szaleństwo i zaczęłam rozglądać się za Will'em. Nigdzie w klubie go nie znalazłam więc poszłam sprawdzić na dworze. Gdy wyszłam, zobaczyłam go, siedział na zimnym chodniku podpierając głowę na rękach. Była noc, a z nieba padał lekki deszcz, ledwo podchodząc do niego w szpilkach uklęknęłam obok.
- Co tam? - powiedziałam zadowolona. - Za dużo ... ludzi, dźwięków.

- ... alkoholu! - dokończyłam za niego.
- ... to też - uśmiechnął się nietrwale. Zapadła cisza, siedzieliśmy na ziemi, zapatrzeni w przejeżdżające samochody i czasami zerkając kątem oka na siebie nawzajem.                        
- Czemu nie powiedziałeś, że chcesz wyjść? - odezwałam się niepewnie pierwsza. Chwilę nic nie mówił tylko podniósł głowę i patrzył przed siebie uśmiechnięty.                           
- Jednak znalazłaś sobie towarzystwo, co? - powiedział.
- Eh, przepraszam, nawet nie zauważyłam kiedy zniknąłeś...
- ... "nie zauważyłaś kiedy Cie zgarnęli" - poprawił mnie z kwaśną miną.
- Umm, że co? - zaśmiałam się zdziwiona.
- Ha! Ty na serio nie zauważyłaś. - zaśmiał się z lepszą miną, co w mgnieniu oka rozluźniło atmosferę.
- Ci kolesie, co obok nas tam tańczyli, to w pewnym momencie zabrali Cie do siebie mnie zostawiając z tyłu, a jak widziałem Tobie to nie przeszkadzało.
- Hah, a co zazdrosny jesteś? - spytałam podejrzliwie unosząc znacząco brwi.
- Nooo... może troszeczkę... - dodał zadowolony, po czym zakrył uśmiechniętą twarz dłońmi. Zobaczyłam w jego odpowiedzi trochę kłamstwa, serio mu zależało i był cholernie zazdrosny. Podobało mi się to, bo ja czułam do niego coś podobnego.
- A tak szczerze, to ja nawet nie wiem, że coś takiego miało miejsce, po prostu w pewnym momencie się ocknęłam, i zobaczyłam, że Cie nie ma. No to poszłam Cie szukać.
- Uff, na szczęście, bo jakby któryś Ci się spodobał to wiesz... pod nóż go! - zażartował, a ja wybuchnęłam śmiechem. Oparłam głowę na jego ramieniu i objęłam je rękoma lekko je masując. Westchnęłam i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.                                         
- Przydałoby się wrócić do domu... - zasugerował po chwili. Zatrzymał taksówkę, wszystko z nim było jak z filmu, niespodziewane poznanie, kawa jako znak odwdzięczenia, impreza zakończona sukcesem, i wspólny powrót taksówką... Pojechaliśmy pod mój dom, otworzyłam drzwi samochodu i gdy już postawiłam jedną nogę na ziemi Will złapał moją rękę.
- Odprowadzę Cię, jestem Ci to winien. - Uśmiechnęłam się słodko. Stanęliśmy pod furtką. I tu? Kolejna filmowa scena. Błądziłam wzrokiem po wszystkich zakątkach świata by tylko nie spojrzeć w jego, szklane, ciemno brązowe oczy skierowane w moją stronę. W końcu przysunął się i lekko złapał moją dłoń. Delikatnie musnął mój policzek, a potem usta. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego. Pożegnał mnie jeszcze słodkim buziakiem w usta, nic nie mówił, tak samo jak ja. Pod drzwi odprowadził mnie wzrokiem. Zamknęłam za sobą drzwi i pobiegłam do pokoju, dopadłam do okna, wyjrzałam i widziałam jak Will odjeżdża taksówką. Z jednej strony byłam szczęśliwa, ale z drugiej zła na siebie, że tak szybko się z nim związałam, że w ogóle tak szybko zmieniam partnerów...

wtorek, 17 stycznia 2012

ehhh!

- Zatrzymaj samochód! - wykrzyknęłam po chwili zastanowienia. Nie mogłam zostawić go w jakiejś zapuszczonej wsi. Zmarnowana, trochę zła, że ugięłam się, żeby mu pomóc, otworzyłam drzwi, wysiadłam i zaraz je zatrzasnęłam. Matt siedział oszołomiony i robił wszystko o co prosiłam. "Zostań, zaraz wracam", "Zatrzymał samochód!" "Jedź!" ...
Jake siedział oparty o murek, a jego super-maszyna; motor, leżał w błocie. Popatrzyłam zdziwiona. On nie zauważył mnie na początku dopiero gdy podniósł głowę zobaczył, że zmierzam w jego stronę.
- Chodź do samochodu, Matt Cie podwiezie, a po motor wrócimy jak najszybciej... - powiedziałam, patrząc na niego czule, a złość powoli omijała moją osobę.
- I co, mam go rzucić w krzaki i zostawić? Nie masz nawet pojęcia ile on kosztował! - podkreślił niemile koniec zdania. Byłam oszołomiona, sama ugięłam się by mu pomóc, a on nawet nie potrafi się zachować.
- Okej, więc wlecz się z nim pod pachą, SAM! przez pół miasta! - powiedziałam z wyrzutem i szybko odwróciłam się na piecie. Moim postanowieniem na tamte minuty było; wsiądź, odjedź, nie przejmuj się nim! Wiedziałam, że tak się nie stanie.
- Yhh... Czemu, ja jestem taki głupi!? - usłyszałam ciche narzekanie Jake'a, ale jego głos był przyćmiony.
- Christinaa... - przeciągnął zmarnowany. - Przepraszam Cie, wybaczysz? - lekko popatrzyłam do tyłu, był cały brudny od błota i trawy. Tak to jest jak się ciągnie jakiś tam; motor, przez las. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem ale zachowałam kamienną twarz. Znów zaczęłam iść w stronę samochodu.
- Czyli mam rozumieć, że twoja propozycja nadal aktualna? - szepnął, z nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
- Wsiadaj. - powiedziałam tuż przed zamknięciem drzwi. W lusterku widziałam jego ukrytą, małą euforię. Uśmiechnęłam się ale potem przypomniałam sobie, że mam obok siebie Matt'a. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Patrzył się, cały czas.
- Idzie?
Mimowolnie, w ciągu jednej sekundy moja mina zmieniła się z zadowolonej w niezależną. Wzruszyłam ramionami i tym razem już zaczęłam rozglądać się po wsi.
Było pięknie, wyobrażałam sobie jak cudownie musi tu być w dzień. Jednak moje rozkminy przerwał zmachany Jake.
- Dzięki Christina - powiedział zadowolony, a gdy mój brat odwrócił się do tyłu dodał trochę zgaszony
- dzięki Matt...
- No, i tak ma być! - wyszczerzył się pouczająco Matt, myśląc, że za każdym razem daje mi wzór do naśladowania, a ja wiedziałam, że on zrobił więcej okropnych rzeczy wciągu tygodnia, niż ja w ciągu całego roku. Jechaliśmy jakieś pół godziny, panowała martwa cisza, nikt nic nie mówił, wszyscy się bali nawet burknąć pod nosem. Odstawiliśmy Jake'a pod bramą jego domu, jeszcze raz dziękował a ja po prostu machnęłam na niego ręką. Wciąż byłam zła. Może nawet nie miałam za co, bo on nie miał na to wpływu, ale to wszystko działo się pod wpływem emocji. A to, że panicznie boję się ciemności, jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.
Do domu weszłam na nic nie zwracając uwagi, szepnęłam słówko do rodziców, że jestem itp. Wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w pokoju. Analizowałam całą sprawę i doszłam do wniosku, że Jake trafił z niespodzianką i w ogóle. Kocham motory, a to było bardzo romantyczne. To co się stało w tym ciemnym lesie nie było jego winą. Czując skruchę za te wszystkie słowa, wyjęłam telefon z torby i mało myśląc wykręciłam numer Jake'a. Zajęte... Przez głowę przeleciało mi milion myśli. "Odpuścił sobie, i gada z jakąś laską!" ... "Po co ja do niego dzwonie, niech jakaś dziewczyna go pociesza." ... Byłam pewna, że w tym momencie umawia się na kolejne żałosne spotkanie. Załamana rzuciłam się zła na łóżko, i wtuliłam twarz w poduszkę. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...

================== Jake ==================
Gdy Matt odstawił mnie pod dom, byłem zdziwiony nagłym nastawieniem Christiny. Miło, że się przełamała i chciała pomóc. Zacząłem myśleć nad tym co się stało, powiedziałam o trochę słów za dużo. Wchodząc do pokoju natychmiast wyciągnąłem telefon i zamierzając wyskoczyć z przeprosinami usłyszałem szybkie pikanie - numer zajęty. Pewnie wyżala się teraz jakiemuś lansowi... Próbowałem ponownie, nadal nic. Odpuściłem... Po co ja się będę starał skoro a i tak nie mam szans.

================= Christina =================
Gdy się obudziłam na dworze było już jasno. Wstałam i szybko narzuciłam na siebie nowe ubrania. Spojrzałam na zegarek była piąta rano, postanowiłam iść pobiegać, odreagować, i zapomnieć o Jake'u. Więc wybrałam jakieś leginsy, i bluzę. Wychodząc zgarnęłam jeszcze słuchawki z szafki.
Było zimno, ale idealnie na biegi.
Zasypując swoją głowę milionami myśli biegłam przed siebie, zahipnotyzowana w ziemię przyśpieszałam coraz szybciej i szybciej. Momentalnie kontem oka zauważyłam "przeszkodę" tuż przede mną, nerwowo podniosłam głowę ale nie starczyło mi już czasu na usunięcie się z trasy innego biegacza. Zderzyliśmy się, na szczęście ani on ani ja nie upadliśmy. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam przestraszonego Jake'a, wyjmującego słuchawki z uszu. Popatrzył na mnie i zgasł, podobnie jak i ja. Nic nie mówiąc, oboje w tym samym czasie odwróciliśmy się zmarnowali i powróciliśmy do biegu.
Minęliśmy się tak obojętnie, że następne pół godziny biegania, dręczyło mnie jakieś kolejne milion pytań bez odpowiedzi. "Czemu? Dlaczego? Po co? ..."
Nie wiele myśląc na temat trasy jaką wybieram znalazłam się w nieznajomym mi w ogóle miejscu. Przestraszona wyjęłam słuchawki a mp3 schowałam do kieszeni. Znów zaczęłam biec, bo od tak nie wrócę do domu, tym razem skupiłam się na trasie, próbowałam znaleźć znajomą mi okolicę ale przy tym jeszcze bardziej się pogrążałam.
Odwróciłam się by zobaczyć czy przypadkiem nie mam kogo zapytać o drogę. Niestety los mi nie sprzyjał nie dość, że nikogo nie było, to znów zderzyłam się z jakimś chłopakiem. Tym razem to ja skończyłam na chodniku. On rozkojarzony w mgnieniu oka spojrzał na mnie, i zaraz upadł na kolana pomagając mi wstać.
- Nic Ci nie zrobiłem? - powiedział patrząc mi w oczy - O rany, przepraszam - dodał gdy zauważył, że z mojego kolana sączy się krew. - Aj, głupi ja, to moja wina, wybacz... - mówił dalej przestraszony.
- Nie no coś Ty, to moja wina, powinnam patrzeć gdzie biegnę...
- Ja również! - dodał załamany, a ja uśmiechnęłam się skromnie. Nagle gdy przestałam przejmować się kolanem, spojrzałam na niego, był wyższy ode mnie, był mega przystojny, miał bardzo ciemne brązowe oczy, i czekoladowe, kręcone, lekko pofalowane, dłuższe włosy. Uśmiech miał przecudowny, chociaż w tamtej chwili rzadko widniał na jego twarzy. Nie słuchając jego wyjaśnień przyglądałam mu się zaciekawiona. Był bardzo w moim typie, i w podobnym wieku.
- Ahh, gdzie moje maniery; William! - zaśmiał się i burknął, a ja oszołomiona przebudziłam się z rozmyśleń.
- Słucham? - zapytałam zgaszona, po chwili zastanowienia ujrzałam wystawioną rękę z jego strony jako znak poznania, momentalnie zaczerwieniłam się, jak mogłam nie ogarnąć, że on po prostu się przedstawia.
- Przepraszam! - zaśmiałam się pod nosem - Christina! - dodałam podając swoją dłoń. Kiwnął głową, a ja znów się uśmiechnęłam.
- Z kolanem widzę nie najlepiej... - powiedział nachylając się nad moją nogą.
Zapatrzona w jego ruchy, znów podskoczyłam/
- Umm, co mówiłeś? - upewniłam się...
- Hah, chyba trochę za mocno Cie uderzyłem co? - zażartował uśmiechnięty.
- Może to zbyt filmowe, ale jakoś chcę się odwdzięczyć... Może kawa? ^^ - zaproponował, a ja niewiele myśląc zgodziłam się natychmiastowo.

niedziela, 1 stycznia 2012

....

Pogoda nie była najlepsza, padało, niebo było szare. Szłam w za dużej bluzie Jake'a. Założyłam kaptur, a ręce schowałam do kieszeni. Nie patrzyłam przed siebie. Ciągle myślałam, co powiedzieć Matt'owi. Czy powiedzieć mu prawdę, czy skłamać. W mgnieniu oka znalazłam się obok mojego domu, a od Jake'a miałam dobre pół godziny drogi na piechotę. Niby proponował, że mnie podwiezie, lub chociaż odprowadzi, ale wolałam się przejść, samotnie, pomyśleć trochę.
Zmokłam niemiłosiernie. Wskoczyłam po schodkach na ganek. Otworzyłam drzwi, i weszłam na nic nie zwracając uwagi. Rodzice byli już w domu. Podniosłam głowę i zobaczyłam mamę patrzącą na mnie.
- Jak było u Nicole? - zapytała.
Byłam zaskoczona skąd ma takie informacje. Przecież tam nie byłam, nawet nie planowałam do niej iść.
- Ee? - spojrzałam na nią dziwacznie.
- No gdy wróciliśmy dzisiaj w nocy, już Cie nie było, a Matt powiedział, że poszłaś na noc do Nicole.
- Aaa no tak. Heh, nie wyspałam się... Fajnie było. Oglądałyśmy film - kłamałam. Byłam pewna, że gdy wrócę do domu, dostanę ochrzan za to, że nie mówię gdzie, kiedy i po co gdzieś idę. Matt mnie uratował. Chociaż z drugiej strony, chronił też swoje dupsko, jakby rodzice się dowiedzieli, że on nie potrafił mnie upilnować też dostałoby mu się porządnie.
- Pójdę już na górę, dobrze? - mama tylko skinęła głową, a ja pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz na wypadek gdyby mój brat wparował żądając wyjaśnień.
Walnęłam się na łóżko i chwilę później dostałam sms'a. Jake. -'Dotarłaś już, czy mam zbierać całe wojsko, żeby szukali mojej ślicznotki' Mimowolnie uśmiechnęłam się do wyświetlacza telefonu. Odpisałam, że nie musi się martwić i, że wszystko jest w porządku.
Wbiłam swoją twarz w poduszkę. Leżałam tak chwilę znów myśląc co powiedzieć Matt'owi. Mój spokój przerwało pukanie do drzwi. Zwlekłam się z łóżka, wstałam i otworzyłam. Za nimi stał Matt niepewnie patrzył się na mnie. Ja też do końca nie wiedziałam co zrobić. Ta chwila wydawała się strasznie długa, a trwała pewnie kilka niewinnych sekund.
- Gdzie Ty się podziewałaś, martwiłem się, i jeszcze nie odbierałaś moich telefonów! - powiedział.
- Ciiiiiszej! Rodzice Cie usłyszą. - uciszyłam do zakrywając jego usta. Lekko wepchnął mnie do pokoju, rozejrzał się po korytarzu, wszedł za drzwi i zamknął je.
- A i tak uratowałem Ci dupę tą Nicole! - mówił szeptem. A ja zadowolona patrzyłam jaki jest z siebie z tego powodu dumny, i nie słuchając jego dalszych wyjaśnień wtuliłam się w niego mocno. Lekko zdziwiony zamilkł ale po chwili też mnie przytulił.
- Dziękuję, mama by się wkurzyła gdyby nie Ty. - powiedziałam.
- No dobra za dużo czułości - mówił, próbując wywinąć się z mojego uścisku. Ale ja nie dawałam za wygraną. Cicho się śmiałam, a on zastosował najgorszą broń na świecie mianowicie - Łaskotki!
Wybuchłam śmiechem i puściłam go. Po czym wskoczyłam na łóżko w celu uniknięcia kolejnych tortur.
Jednak uśmiech szybko zniknął mi z twarzy kiedy ponownie usłyszałam jego głos.
- No to może mi wreszcie powiesz, co ten Josh, zrobił takiego, że zerwaliście?
Znowu wspomnienia wróciły, a ja poczułam się bezsilnie gdy niepotrzebna łza spłynęłam po moim policzku. Niestarannie ją wytarłam, a Matt tylko przysiadł obok i objął mnie jedną ręką.
- Zależało Ci na nim co? ... - drążył.
- Zależało, ale już nie, nie po tym co zrobił.... Okropnie się na nim zawiodłam. - mówiłam starając się nie wybuchnąć płaczem.Tamta sytuacja mnie przerastała. Miałam wszystko przed oczami.
- No okej, no to co takiego zrobił? Bo ja nadal nie wiem...
- Nie musisz wiedzieć... poradziłam sobie... a Jake mi pomógł.
- Ten drań niech się do Ciebie nie zbliża. - powiedział lekko oburzony.
- Ten drań jest teraz w moim życiu, jesteśmy razem - Zdziwiło mnie to, że Matt nie zareagował wgl na słowa, że jesteśmy znowu razem. - a kto inny nie powinien się teraz do mnie zbliżać.
- Kto?
- Josh!
- No to co on takiego zrobił?!
- Nie ważne. - mówiłam patrząc w pustkę.
- Christina... ej! - przekręcił moją głowę w jego stronę. - mi możesz przecież wszystko powiedzieć!
- Tak, wiem, ale boję się twojej reakcji, wiem do czego jesteś zdolny, a nie chcę żadnych problemów.
- A jak obiecam, że nic nie zrobię. - popatrzyłam na niego nie dowierzając.
- No na prawdę. Obiecuję! - powiedział, wtedy wiedziałam, że mogę mu zaufać. Skinęłam głową.
- No to co on zrobił? - podniósł brwi czekając na wyjaśnienia. Opowiedziałam mu wszystko, powiedziałam też, co zrobił dla mnie Jake. Zbladł gdy usłyszał najgorszą część. Ja powstrzymałam się od łez.
- No nic, to by było na tyle.. - powiedziałam wstając z miejsca. - już wiesz wszystko.
- Nie wierze, jak on mógł Ci to zrobić... - pomyślał i wkurzony dodał - jakiiiii ... !
- Proszę nie kończ - burknęłam zadowolona. - Już o tym zapomniałam, tylko ... nie chcę go znać.
- No domyślam się, Ja też nie chciał bym znać takiego...
- Matt!
- No dobra, nie dokończę. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. - No nic to ja zmykam - burknął.
Gdy był już przy drzwiach dodał - A wiesz, Jake zyskał u mnie plusa za to co zrobił... chociaż mógłby go zabić a nie tylko sprać, ja bym tak zrobił - uśmiechnął się do mnie łobuzersko
- Matt, nooooo!!! - krzyknęłam rozbawiona i rzuciłam w jego stronę poduszką, niestety niezbyt precyzyjnie.
Przez tą gadaninę z Matt'em straciłam pół dnia. Jake miał dla mnie jakąś niespodziankę, mieliśmy się spotkać pod miastem o 19:00. Dał mi wskazówki by ciepło się obrać i zabrać latarkę. Trochę mnie to przeraziło ale przygotowałam się tak jak prosił.
Gdy dojechałam na miejsce jeszcze go nie było. Z oddali usłyszałam tylko dźwięk silnika.
Obok mnie zatrzymał się ktoś na motorze. Zdjął kask, a ja w ciemnej postaci rozpoznałam Jake'a.
- Wow! - powiedziałam wskazując na motor. Jake tylko się zaśmiał.
- No to to jest nasza niespodzianka? - zapytałam uśmiechając się uroczo.
- Tak, podoba się? - spytał zsiadając z motoru. A ja kiwnęłam zadowolona głową.
- No to jedziemy! - zaproponował podając mi rękę i podał mi kask. Wsiadłam na motor. Ruszyliśmy.
Wjechaliśmy do jakiegoś lasu, było bardzo ciemno, a ja kurczowo trzymałam się Jake'a. On już pewnie zapomniał ale ja panicznie bałam się ciemności. Nagle zaczęliśmy zwalniać, aż w końcu stanęliśmy w miejscu. Byłam przerażona, moja wyobraźnia zaczęła działać.
- Czemu nie jedziemy? - zapytałam zaniepokojona. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. - No jedź! - krzyknęłam.
- Próbuję! - powiedział równie zestresowany.
- CO?! Jak to?! - z przerażenia zaczęłam się trząść, było prawie czarno, słyszałam tylko jak rośliny szeleszczą w oddali. Światło od motoru zgasło podobnie jak cała maszyna. Po omacku zeskoczyłam z niego. Wpadłam w panikę.
- W którą stronę niby mamy iść, żeby wrócić do domu?! - wkurzona zaczęłam krzyczeć na Jake'a.
- Nie wiem! Chodźmy przed siebie, gdzieś dojść musimy w końcu!
- Gdzieś?! Ja nie chce iść gdzieś tylko do domu! - mówiłam poirytowana i zaczęłam iść nie czekając na niego.
- No czekaj! ... Stój! - Złapał motor, podbiegł do mnie prowadząc go przy sobie.
- Po co prowadzisz tego grata, przecież nie działa! - mówiłam zła nie patrząc w jego stronę.
- Grata?! o nie nie nie! Nie możesz tak mówić!
- Jak to nie?! Jakby nie był gratem to by nie zepsuł się na środku jakieś ... jakiejś... POLANY?! Widzisz, nie mam nawet zielonego pojęcia gdzie jesteśmy! To wszystko twoja wina!
- Moja wina?! Kto chciał jechać na przejażdżkę!?
- A co miałam powiedzieć, że mi się nie podoba?! "Nie dzięki, Jake, nie chce z Tobą jechać bo panicznie boję się ciemności!"
- Dokładnie, to miałaś powiedzieć i było by po sprawie! Ale nie... nie mogłaś!
- Więc teraz zwalasz winę na mnie?! No dzięki! - Przyśpieszyłam tempo. Poczułam krople deszczu spadające na moją skórę.
- No pięknie, niech jeszcze zacznie padać! - W tym momencie, z nieba lunął deszcz. Nerwowo założyłam kaptur na głowę, i przypomniałam sobie, ze w plecaku miałam latarkę, zatrzymałam się na chwilę i wściekła zaczęłam jej szukać. jakoś udało mi się ją znaleźć, na szczęście działała.
- Nie mogłaś wyciągnąć jej od razu?! - krzyczał do mnie poirytowany.
- Nie nie mogłam!
- Bo?
- Bo zapomniałam o niej!
- No brawo dla Ciebie.
- Pieprz się, Jake! - przyśpieszyłam krok, wściekłam się jeszcze bardziej, droga nigdy się nie kończyła, zmarzłam okropnie, przemokłam jeszcze bardziej. Czułam, że makijaż spływa mi po twarzy. Chciałam zadzwonić po Matt'a albo kogoś ale gdy wyciągnęłam komórkę nie było zasięgu!
- Tutaj nie ma nawet zasięgu!? To totalna wieś. - szłam jeszcze pół godziny nie odwracając się w stronę Jake'a, w pewnym momencie podniosłam głowę i przed sobą zobaczyłam jakieś światła, obok nich domy, podbiegłam w tamtą stronę, odczytałam nazwę ulicy, sprawdziłam zasięg, była jedna kreska, od razu wybrałam numer Matt'a. Zadzwoniłam do niego i wszystko mu wyjaśniłam, powiedział, że zaraz po mnie przyjedzie więc schowałam telefon i usiadłam przy murku niedaleko ulicy.
Nigdzie za to nie widziałam Jake'a. Jednak na końcu ulicy dostrzegłam znaną mi sylwetkę, trochę mi ulżyło.
- Co Ty tutaj robisz? Nie wracasz do domu?! - powiedział trochę sarkastycznie, śmiejąc się pod nosem. Ja dumnie nie odpowiedziałam i siedziałam dalej. W oddali zobaczyłam światła samochodu Matt'a.
Byłam szczęśliwa. Gdy podjechał, natychmiast podbiegłam i wsiadłam.
- No to wracamy do domu! - oznajmiłam zadowolona.
- A Jake? - spytał cwanie Matt.
- On da sobie radę. - upewniłam go choć nie do końca wierzyłam w sobie słowa...

========================================================
teraz musiał być kryzys, bo było zbyt pięknie ^^ :D haha

Remont :)

Obudziłam się, jak zwykle, pierwsza, zwinnie wywinęłam się z objęć Jake'a. Ostrożnie okryłam go kołdrą, lekko musnęłam jego policzek. Weszłam do łazienki, przemyłam twarz i ogarnęłam włosy. Popatrzyłam na zegarek była ósma, czyli idealna godzina by zacząć nowy, wspaniały dzień!
Zeszłam na dół po schodach, włączyłam wodę na herbatę, i stanęłam zapatrzona w czajnik, czekając aż woda się zagrzeje. Nagle Jake podszedł do mnie z tyłu i mocno przytulił. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w niego. Obróciłam się tak, że staliśmy przytuleni do siebie przodem, on musnął mój policzek, a ja wpiłam się w jego usta. Jake bardzo chętnie odwzajemnił mój skromny pocałunek. Zadowolony głaskał moje plecy, a drugą ręką bawił się kosmykiem moich włosów.
- To takie dziwne. - powiedział pierwszy.
- Co? - zapytałam zaciekawiona.
- No popatrz, dwa dni temu się do siebie nie odzywaliśmy, wczoraj byliśmy przyjaciółmi, a dzisiaj jesteśmy parą, to trochę dziwne... - to zdanie z jego usta zabrzmiało tak jakby tego nie chciał, było mi smutno i natychmiast uśmiech zniknął z moich ust. Jake od razu to zauważył i namiętnie mnie pocałował.
- Ale to nie oznacza, że tego nie pragnąłem... - wyszeptał mi do ucha. Mimowolnie na mojej twarzy znów pojawił się promienny uśmiech. Aby zmienić jakoś temat zapytałam
- Robię herbatę? Chcesz?
Mruknął i musnął moją szyję jako znak podziękowania.
- A tak wgl to mam dla nas zajęcie na dzisiaj, jak masz czas, trochę się pobawimy i zrobimy coś pożytecznego, co Ty na to?
- No pewnie! A co będziemy robić?
- Malować!
Nie do końca wiedziałam o jakie "malowanie" mu chodziło, ale gdy wypiliśmy herbatę zaprowadził mnie do pokoju, podłoga była przykryta folią.
- Taadam! - powiedział wchodząc do pustego pokoju, rozkładając ręce.
- Wiesz jak Ci się nie chce to możesz posiedzieć sobie i pooglądać jak to ciężko pracuję - powiedział dumnie, a potem przyniósł puszki z farbą ^^
- Ja bardzo chętnie pomogę! - powiedziałam łapiąc jeden z pędzli.
- No to do roboty! - Zaczęliśmy malować, ja dostałam koszulę Jake'a w której według niego wyglądałam "mega seksownie", co jakiś czas chlapaliśmy się farbą, byliśmy cali brudni. Kiedy podeszłam do niego z tyłu, szybko się odwrócił i podniósł mnie, złapał za moje nogi, a ja próbowałam się wyrwać, śmialiśmy się na cały dom. W końcu puścił mnie i postawił na podłodze. Koszulka i spodnie Jake'a przemokły strasznie, postanowił się rozebrać:
- U, jakie slipy! Haha - zaczęłam się śmiać.
- Twoje majtki też są fajne! - powiedział z łobuzerskim uśmiechem i zmierzył mnie wzrokiem. Usiadł na przeciwko mnie, przysunął się i musnął moje usta. Przestał i popchnął mnie delikatnie tak, że upadłam. Leżał na mnie, a ja pod nim. Zaczął całować moją szyję. Rozpłynęłam się i pierwszy raz poczułam motyle w brzuchu.
- Jake? - usłyszałam nagle nieznajomy mi głos. Jake odskoczył ode mnie w sekundę.
- MAMO!? - powiedział przestraszony, ale jednak w jego głosie odczytywałam poirytowanie.
Wstałam i stanęłam jak wryta.
- Dzień Dobry. - powiedziałam nie pewnie i cicho.
- Może nas przedstawisz? - zaproponowała zadowolona matka Jake'a.
- Umm, ta. Mamo to jest Christina, Christina ... mama? - grzecznie podałam rękę. Poznałyśmy się.
- A dokładnie to kim ona dla Ciebie jest? - pytała
Jake nie pewnie spojrzał na mnie ale potem odezwał się.
- Christina to moja dziewczyna.
- OoO... - uradowała się mama. - trzeba było tak od razu! - podbiegła do mnie i przytuliła. - Mów do mnie Kate, po imieniu. - w końcu puściła.
- Jake, mógłbyś być bardziej ostrożny gdy spraszasz koleżanki do domu. - uśmiechnęła się niewinnie.
- Miałaś wrócić wczoraj. - mówił zażenowany. Czułam się okropnie, zostaliśmy przyłapani na obściskiwaniu się na podłodze i w dodatku półnadzy. Byłam czerwona jak nigdy.
- Może jednak się ubierzecie? - zaproponowała Kate po chwili ciszy. - A ja zejdę na dół zrobię obiad, na co macie ochotę?
- Ja dziękuję, niedługo wracam do domu. Bardzo miło było panią poznać.  - skinęłam głową.
- Kate. - poprawiła mnie, z uśmiechem. - jak chcesz to zostań, nie ma problemu.
- Nie nie, dziękuje, a i tak miałam wracać zaraz do domu. - Kate wyszła z pokoju, a ja wypuściłam powietrze z ust. Usiadłam załamana, a Jake obok mnie.
- O nie, najgorsza chwila mojego życia! - mówiłam, chowając głowę w dłoniach. Jake objął mnie jedną ręką i po chwili zaczął się chichotać. Spojrzałam na niego zdziwiona i lekko zła.
- Oj no... nie wkurzaj się, nic się takiego nie stało, haha, moja mama jest spoko, przekonasz się. - pocieszał mnie, popatrzyłam na niego, a on musnął moje usta. - lepiej się ubierzmy co? - zaproponował.
Kiwnęłam głową. Zaczęliśmy się ubierać, zdjęłam jego koszulę i podałam mu ją, podał mi mój sweter, cały czas czułam jego wzrok na sobie. 
Z domu Jake'a wyszłam jak najszybciej się dało, żeby Kate mnie nie zauważyła. Musiałam wracać do siebie. Włączyłam swój telefon. 15 nieodebranych - Matt. Serce stanęło mi na chwilę, nie wiedziałam jak i co mu powiedzieć kiedy wejdę do domu. Ale kiedyś musiałam wrócić...