sobota, 31 grudnia 2011

Kilka chwil.

Długo zastanawiałam się nad tym co zrobiłam, z czego zrezygnowałam, i co straciłam. Doszłam do wniosku, że podstąpiłam niezgodnie z moim sercem. W każdej chwili myślę, tylko o tym, że chciałabym żeby znowu wszystko się ułożyło, żeby było po staremu, żeby nasza paczka się odrodziła, żebym znowu miała dobre relacje z Jake'em.
Ostatnie dni spędziłam samotnie w swoim pokoju, siedząc i myśląc nad tym co zrobić.
- Bu. - powiedział Matt wchodząc do mojego pokoju. - Pogadać chciałem.
Wzruszyłam ramionami, a on popatrzył na mnie i się uśmiechnął.
- A czy Ty chcesz pogadać, ze swoim starym bratem? - podniósł znacząco brwi.
- Ewentualnie mogę się na to zgodzić. - zażartowałam zmieniając głos. - No to co chciałeś? - zapytałam siadając na łóżku i włączając mojego laptopa.
- No bo, wiesz śmieszna sprawa... wiesz Amber...
- Nie chcę o niej nawet słyszeć! Ona nie jest dla Ciebie... - przerwałam poirytowana.
- Ale nie ja mam fajną wiadomość, bo Amber i Josh... - zatkało mnie gdy usłyszałam to imię, przypomniałam sobie tą całą okropną sytuację. Nienawidziłam go tak mocno, nienawidziłam go za to co zrobił.
- No to oni wiesz.... są rodzeństwem, fajnie nie? - ciągnął dalej, a ja nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
- CO?! - krzyknęłam,
- Myślałem, że się ucieszysz, moglibyśmy się wszyscy lepiej poznać, Ja jestem z Amber, a Ty z Josh'em, on nawet spoko się wydaje... - mówił zadowolony Matt, a ja zaczęłam płakać.
- Ej, mała co się stało?! - Powiedział siadając obok i przytulił mnie. - Nie chciałem niczego złego powiedzieć, w sumie nadal nie wydaje mi się, że powiedziałem coś okropnego ale sądząc po twojej reakcji... nie rozplanowałem tego najlepiej. - nadal nic nie mówiłam tylko szlochałam w jego bluzę.
- Nie jestem już z Josh'em, i już nigdy nie będę! - krzyknęłam i natychmiast wyrwałam mu się. Zbiegłam na dół, zauważyłam, że Matt zbiegł razem ze mną, zabrałam pierwszą lepszą kurtkę i wybiegłam z domu. Nie chciałam mu mówić, co Josh mi zrobił, bo wiedziałam do czego Matt jest zdolny.
Kiedy się obróciłam już go za mną nie było. Nie wiedziałam do końca gdzie iść. Nicole szalała z Mike'm, a Jake się do mnie nie odzywał, i słusznie. Ale nie miałam wyjścia.
Przestraszona całą sytuacją pobiegłam pod dom Jake'a. Zadzwoniłam do drzwi. Modliłam się żeby był w domu. Miałam jeszcze większe szczęście. Drzwi otworzył mi sam Jake, i na szczęście nie było tam jego matki. Gdy mnie zobaczył miał dziwną minę, widział, że coś jest nie tak, ale cieszył się, że mnie widzi.
- Co tu robisz? - zapytał pierwszy po niemiłosiernie długiej chwili milczenia.
- Ja... um... w sumie to nawet nie wiem... nie miałam gdzie pójść... - mówiłam zakłopotana.
- A co się stało? - zamilkł, po czym pomyślał chwilę, podniósł gwałtownie głowę i zapytał - To znowu sprawa tego frajera Josha?! - powiedział szybko. W jednej chwili w jego oczach pojawiła się złość, szybko to zauważyłam, i pokiwałam przecząco głową. Wyglądał jakby mu ulżyło.
- No więc ... chciałam pogadać, o ... hmm... no o nas. - podniosłam głowę i popatrzyłam na niego. Był zadowolony, patrzył na mnie, a ja znacząco podniosłam brwi i spojrzałam na drzwi, Jake od razu zorientował się o co mi chodziło.
- O nie, jaki ze mnie palant... Wchodź, zapraszam! - powiedział odsuwając się i gestem zaprosił mnie do siebie. Zaprowadził mnie do salonu. - W domu jestem sam. - powiedział nie patrząc na mnie, po chwili odwrócił się i uśmiechnął się cwanie, potem dodał - znaczy teraz to już nie sam. - zmierzył mnie wzrokiem. A ja uśmiechnęłam się.
- Wolisz zostać tutaj czy pójdziemy na górę? - zasugerował.
- Na górę to znaczy gdzie? - spojrzałam na niego zadowolona.
- Na górę to znaczy do mojej małej, mroczniej, ponurej krainy śmierci, co Ty na to? - powiedział bardzo poważnie robiąc minę jakiej nigdy w życiu jeszcze nie widziałam, po czym wybuchłam śmiechem.
- Uuu, no to chyba coś specjalnie dla mnie, moooje klimaty - zażartowałam mrużąc oczy. On też się uśmiechnął, po czym wskazał mi kierunek. Otworzył mi drzwi do swojego pokoju i po chwili rzucił się na podłogę i czerwony jak burak zaczął niestarannie i szybko zbierać porozwalane ubrania.
Spojrzał na mnie i zobaczył, że stoję w drzwiach jak wryta i tylko skrycie śmieję się z niego. Usiadł zmarnowany na środku ale po chwili zaczął też się śmiać.
- Mamaaaa.... Wiesz jak mam bałagan to ona robi mi jeszcze większy, że niby to ma mi w czymś pomóc czy coś tam. - rozejrzał się po pokoju i dodał - no, zazwyczaj jest lepiej, ale narzekać nie można - mrugnął do mnie a ja tylko potwierdziłam jego słowa.
- No wiesz, u mnie wcale lepiej nie jest - powiedziałam szukając jakiegoś miejsca, które wydawało mi się w miarę schludne i bezpieczne. Przysiadłam na krawędzi łóżka.
- To coooo... co robimy? - powiedziałam po chwili milczenia.
- No to, może wrócimy do tego po co tu przyszłaś. - powiedział wstając z podłogi po czym szybkim ruchem zabrał koszulkę leżącą obok mnie i odrzucił ją na bok. Popatrzył na mnie, czekał na wyjaśnienia, a ja nie wiedziałam od czego zacząć.
- No to, ostatnim razem ... nasze pożegnanie nie było ... najlepsze? - popatrzyłam na niego błagalnie tak jakbym chciała, żeby on coś dodał i uratował mnie od tej niezręcznej sytuacji.
- No tak, masz trochę racji, ale to moja wina, trochę bez sensu wyskoczyłem z tym czy mogę liczyć na coś więcej... nie wiem co mi... - zamilkł a po chwili dodał - nie wiem co mi odwaliło - uśmiechnął się sztucznie. Chwilę patrzyłam na niego zdziwiona wyglądał jakby chciał dodać coś więcej, położyłam rękę na jego łóżku, poklepałam znacząco tak aby usiadł obok mnie. Zrobił to o co prosiłam.
- No więc, nie chcę kończyć tego wszystkiego co między nami było, nie dam rady do Ciebie wrócić i udawać, że wszystko jest okej, ale może... - zamilkłam na chwilę - może ... jeśli byś chciał, moglibyśmy znowu być przyjaciółmi, tak jak kiedyś?
Wyglądał na zawiedzionego, ale zaraz uśmiechnął się do mnie i dodał.
- Bardzo bym chciał, ale pod jednym warunkiem.... - byłam zdziwiona bo wydawało mi się, że w tamtej chwili tylko ja mogłam postawić jakiś warunek dotyczący Vanessy albo czegoś innego, ale słuchałam go dalej. - a warunek jest taki, że masz dać się przytulić - uśmiech nie schodził z niego twarzy, ulżyło mi, i natychmiast rzuciłam się na niego tak, że spadliśmy z łóżka. Oboje zaczęliśmy się głośno śmiać, ale dopiero po chwili zauważyliśmy, że ja leże na nim i, że nasze usta prawie się stykają, przyciągał mnie tak, że nie dałam rady się od niego odsunąć. Jake cały czas był zadowolony, a gdy leżeliśmy na podłodze wydawał się jeszcze bardziej szczęśliwy niż zwykle... Leżeliśmy jeszcze tak kilka minut i poczułam, że jego ręka wędruje po moich plecach, czułam się bardzo bezpiecznie i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej chociaż wtedy nie wydawało mi się to możliwe. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, on zaczął się głośno śmiać, a ja podniosłam się i podparłam się rękami między jego głową. Później usiadłam na nim i też zaczęłam się chichotać.
- Uu ostro - powiedział mierząc mnie wzrokiem z uśmiechem na twarzy.
- Miał być uścisk to jest, - powiedziałam dumnie - może z małym dodatkiem jakim jest leżenie na podłodze ale zawsze jest - mrugnęłam do niego. Zamierzałam wstać ale potknęłam się i wylądowałam jeszcze bliżej Jake'a. Znowu się zaśmiał po czym dodał:
- No tak przyjaciele nie robią. - powiedział zadowolony.
- Ha. Ha, to było przez przypadek - powiedziałam mrużąc oczy.
- Jaasne. - burknął szczęśliwie nie dowierzając moim słowom.
- No tak! - zapewniłam.

======================================
nie wiem sama czy dalej pisać... chyba coraz gorzej mi idzie.

1 komentarz:

  1. Według mnie jest super :D Pisałabym Ci że masz kontynuować opowiadanie, ale robisz to :D

    OdpowiedzUsuń