poniedziałek, 5 grudnia 2011

miała rację...

Byłam szczęśliwa, poznałam Josha, wszystko zaczęło się układać, ale po chwili przypomniałam sobie o Amber, w tamtym momencie byłam pewna, że ona zniszczy mojego brata, ja to po prostu wiedziałam. Padłam w swojej sypialni prawie natychmiast. Gdy się obudziłam było już południe, miałam niezłego kaca.
Po wielu imprezach, spotkaniach, spacerach bardzo zbliżyłam się z Joshem.
Pewnego dnia, dostałam dziwnego sms'a od Nicole. "Musimy się spotkać, to bardzo ważne" Trochę się zaniepokoiłam. Umówiłam się z nią, że do mnie przyjdzie, więc pozostało mi wtedy tylko czekać.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, otworzyłam Nicole, była zmarnowana.
- Cześć, musimy pogadać na temat Josha... - westchnęła
- Co się stało? Coś z nim nie tak? - byłam zmartwiona. Bałam się, że wszystko się teraz popsuje i w pewnym sensie, nie myliłam się.
- Chodźmy na górę. - zaproponowała po chwili. - Wszystko Ci wyjaśnię. - Szybko poszłyśmy do mojego pokoju, starannie zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku.
- No więc, ja już wcześniej ... znałam Josha... - zamurowało mnie, ale potem pomyślałam, że to w sumie może być dość dobra wiadomość. Myliłam się.
- Kiedyś byliśmy parą.
- Ale...
- Daj mi dokończyć, no więc, Josh... to zwykły drań. Każda następna laska to kolejny zakład. Rozumiesz, on chcę Cie tylko zaliczyć, a potem zostawić, uwierz mi w to co mówię! Proszę!
- O czym Ty mówisz?! Zazdrościsz mi, taka jest prawda...
- Wiesz, że nie o to mi chodzi...
- Wiesz, wydaje mi się, że powinnaś już iść... - przerwałam jej, wstałam, i patrząc w pustkę, otworzyłam drzwi. - Christina... wiesz, że mam racje, boję się tylko, że przekonasz się o tym trochę za późno.
Byłam zaskoczona zachowaniem Nicole,
Kilka dni później umówiłam się z Joshem. Spotykaliśmy się u mnie, o 20:00, w domu nie było ani mojego brata, ani rodziców. W końcu usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. Za drzwiami stał Josh.
Wtedy byliśmy już razem.
-Witaj skarbie. - powiedział, wchodząc i całując moje usta.
-Cześć... - powiedziałam trochę zgaszona, w głowie ciągle miałam słowa Nicole.
- Oj, mój pysiek nie w humorze, co? ... zaraz poprawimy... - uśmiechnął się, przytulając mnie.
- Ta, usiądź w salonie, zaraz przyjdę. - Poszłam po coś do picia, gdy wróciłam siedział na kanapie, patrząc na mnie, odezwał się - Chodź siadaj obok mnie... - skinął głową. Zrobiłam o co prosił. Złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie, wtuliłam się w niego. Jego ręce powędrowały trochę za daleko, poczułam jak próbuje rozpiąć mi stanik. Oburzona wyrwałam mu się.
- Co Ty robisz?
- No, spokojnie... przecież wiem czego chcesz...
Ponownie wsadził rękę pod moją bluzkę.
- Nie, zostaw mnie! - Chciałam się odsunąć ale siłą przytrzymał mnie przy sobie. Zaczął całować mój dekolt, a ja popadłam w panikę...
- Zostaw mnie słyszysz! Przestań! - Łzy napłynęły mi do oczu, nie miałam wystarczająco dużo siły żeby mu się postawić, Josh rozpiął moją bluzkę. Zaczęłam płakać, prawie błagałam go by przestał. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. On rozproszył się i nie trzymał mnie już tak mocno, skorzystałam z okazji, wyrwałam mu się, pobiegłam do holu. Zapłakana otworzyłam drzwi, ku mojemu zdumieniu za nimi stał Jake. Popatrzyła na mnie przestraszony. Miałam rozpiętą bluzkę, byłam cała czerwona, a na dodatek nie potrafiłam nic powiedzieć przez łzy. Bez zastanowienia wpadłam w jego ramiona, zaczęłam szlochać w jego koszulę.
- Co się stało? - zapytał, bardzo mocno mnie przytulając. Zza rogu wyłonił się Josh.
- To jego wina? To ON ci to zrobił?! - zapytał Jake wskazując na zadowolonego Josha. Podniosłam głowę i spojrzałam w oczy Jake'owi. Wszystko co udało mi się odczytać to wściekłość, ale i ból. Nie miałam pojęcia jaki był powód jego wizyty ale byłam mu wdzięczna, że przyszedł. Puścił mnie, cały czas patrzył na uśmiechniętego Josha.
- Narobisz sobie wrogów. - powiedział Jake podchodząc bardzo blisko przeciwnika.
W końcu nie wytrzymał, odsunął się, odwrócił, zaczął iść w moją stronę, jednak zatrzymał go głośny śmiech Josha, Jake popatrzył się na mnie smutno, i z całej siły, z zaskoczenia, walnął w twarz Josha.
- Do czego jeszcze jesteś zdolny?! Nie wiesz co zrobiłeś! - mówił Jake przygniatając Josha do podłogi.
- Wynoś się. - szepnął mu do ucha. - Słyszysz?! Wynocha! - nagle krzyknął, wstając z ziemi. Podszedł do mnie, złapał mocno za rękę, i wskazał na drzwi, Josh leżał na podłodze z na prawdę chamską, psychiczną miną, po czym zaczął  się gorzko śmiać. Jake ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej.
- Wyjdziesz w końcu, czy mam Ci pomoc?! - mówił zły, widziałam, że się powstrzymuje, wiedziałam, że najchętniej rzuciłby się na niego, byłby w stanie go zabić, ale nie chciał tego ani dla mnie, ani dla siebie. Josh ucichł, jego zakrwawiona twarz w końcu przestała się śmiać, ledwo wstał, podszedł do drzwi, a ja schowałam się za plecami Jake'a. Chłopaki pożegnali się morderczym wzrokiem. Jake zatrzasnął za nim drzwi i starannie je zamknął. Od razu rzuciłam się mu w ramiona, nadal byłam w szoku, płakałam, staliśmy tak nic nie mówiąc, tylko coraz mocniej się przytulając,
- Już dobrze, - szepnął mi do ucha, po czym zaczął bawić się moimi nie ogarniętymi włosami.- Powiedz mi tylko, nie zdążył zrobić tego co myślę, prawda, powiedź, że nie... - popatrzył się w moje oczy, a ja w jego ujrzałam łzy, wtedy załapałam, że zależy mu bardziej niż myślałam.
- Nie, nie zdążył ... dzięki Tobie - wyszlochałam, wtulając się w niego jeszcze bardziej, choć w tamtej chwili wydawało mi się to już niemożliwe.
- Bo jakby tak too... uhh lepiej nie mówić.. - szeptał dalej. Podniosłam głowę i spojrzałam do góry, zobaczyłam jak łza spłynęła mu po policzku a on starał się ją niestarannie ukryć. Cały wieczór spędziliśmy razem leżąc w moim pokoju, na łóżku wtulając się w siebie nawzajem. Cała się trzęsłam a on próbował mnie uspokajać, całując moje czoło co jakiś czas i powtarzając, że on zawsze będzie przy mnie, że zawsze będzie starał się mnie chronić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz